Kategorie
Takie tam różności

Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.

Cześć Wam, Ludkowie.
Co tam u was? Plany weekendowe macie? No tak, co niektórym sesja się zbliża, więc w najbliższych dniach zapowiada się kujonko, co? Echhh, dobrze, że mam to już za sobą. 🙂
A teraz przechodzę do meritum. Otóż, proszę Państwa, miało być taaaaaaaaaak pięknie, zajebiście pięknie, ale nie będzie, bo z końcem stycznia kończy się mój stosunek pracy, a wszystkiemu winna dostępność, bo system nie działa z NVDA i w najbliższym czasie prawdopodobnie działał nie będzie.
Pani z kadr, która tę jakże smutną nowinę mi przekazywała, dodała również, że jeśli tylko problem zostanie rozwiązany to oni znowu mnie zatrudnią. Ale nie, ja mam swój honor, którym potrafię się unieść. Nie oznacza to, że jest mi z tym dobrze, bo wiadomo, nie jest, ale głową muru nie przebiję, a czekać aż państwo problem z dostępnością rozwiążą też nie zamierzam.
Wprawdzie nie jestem zdesperowana, ale nie ukrywam, że perspektywa posiadania większej kasy jest miła mojemu serduszku, w związku z czym trzeba drodzy moi, dalej szukać, choć żmudne bywa to szukanie, wysyłanie nie wiadomo którego już CV i wyczekiwanie: zadzwonią? Nie zadzwonią? Najczęściej jednak to drugie.
Zaczęłam już nawet szukać ofert dla masażystów, lecz w tym durnym Koszalinie najchętniej zatrudnia się fizjoterapeutów, a jedyne, co udało mi się znaleźć to praca dla nauczyciela masażu w Centrum Nauki i Biznesu Żak. Nie wymagają nawet przygotowania pedagogicznego, napisali jeno, że jest mile widziane, więc kto wie, może dla śmiechu złożę, a nóż widelec zostanę panią nauczycielką. 😂
Lepiej módlmy się wszyscy, żeby tak się nie stało, bo obawiam się, że wylezie wtedy ze mnie straszliwa suka. Nie mam cierpliwości do nauczania kogokolwiek i czegokolwiek.
Niemniej, gdy już przełknęłam tę gorzką porażkę, jak marnotrawna córka zaczynam myśleć o masażu i oczywiście ciągnie, żeby firmę odwiesić, ale na to czasy zbyt niepewne, nowy ład przedsiębiorcom da po dupie, poza tym wokół tego zbyt dużo haosu, nikt nic nie wie, więc trudno porywać się z motyką na słońce. Inna sprawa, że wynajęcie przyzwoitego lokalu, we w miarę dobrym punkcie, spełniającego wymogi sanitarno-epidemiologiczne to są dość spore koszta jak na tę chwilę. Ktoś zaraz może zasugerować, że przecież można mobilnie, dojeżdżać do klienta. No pewnie, można, ale pod warunkiem, że masz do dyspozycji kierowcę i samochód, a nie jestem takim kamikadze, który będzie MZKą jeździł ze stołem, który waży jakieś 12 kg i gabarytowo jest dość sporawy nawet po złożeniu i z białą laską. Hm, gratuluję jeśli ktoś tak potrafi, bo ja chyba jednak nie potrafię. Poza tym cenię sobie swój kręgosłup i wolałabym nie narażać go na dźwiganie nadbagażu. Ta druga opcja jest naprawdę kusząca i pod warunkiem, że ma się po temu zaplecze, możliwa do zrealizowania, choć koszty, wbrew pozorom, wcale nie będą mniejsze.
I tak na koniec jeszcze, mała rozkmina Zuzanny z dnia dzisiejszego, a mianowicie: dziecko moje spytało mnie, co stałoby się z nią, gdybym ja urodziła się chłopakiem, kto by ją wtedy urodził? W sumie nie powinno dziwić mnie takie pytanie w jej wykonaniu, skoro ostatnio pytała czy będzie miała w podstawówce fizykę kwantową. Swoją drogą, nie wiem skąd jej się ta fizyka kwantowa wzięła, ale nie można wykluczyć, że usłyszała coś jak mąż na yt oglądał jakiś film w tej tematyce.
I tym oto akcentem się pożegnam.
Dobra noc,
pchły na noc,
karaluchy pod poduchy,
a szczypawki pod ławki.

Kategorie
Jak Katarzyna sobie w kuchni poczynała - czyli moje pierwsze kroki w gotowaniu.

Sposób na żarełka przechowywanie.

Cześć Wam w to niedzielne popołudnie.
Przeglądając facebooka, natknęłam się na post, w którym autorka pytała o wekowanie żywności po niewidomemu.
Postanowiłam więc napisać Wam kilka słów w tej materii, gdyż sama, dość często coś tam wekuję.
Jak zapewne wiadomo, wekowanie to jeden ze sposobów na przechowywanie żywności i polega na obróbce termicznej, Wiele osób jest przekonanych, że aby zawekować słój trzeba go wypełnić gorącym jedzeniem.
A właśnie, bo haos nam się tu wkrada, zapytacie, co można wekować? A niemal wszystko: dżemy, powidła, zupy, soki, bigos, mięsiwa wszelakie, sosy itd. Ogólnie, sporo jest takich rzeczy, które z powodzeniem można poddać cieplnej obróbce w celach konserwacyjnych.
Sposobów na to jest kilka, a pierwszym i najprostszym wydaje się być włożenie gorącej potrawy, od razu po zagotowaniu, do słoików. Wówczas wystarczy zakręcić, ewentualnie odstawić na ścierce dnem do góry i tyle.
Osobiście nie praktykuję tego sposobu z uwagi na fakt, że grozi on poparzeniem, a po ślepemu trochę trudno byłoby tak manewrować jakąś łychą i słoikiem, żeby nic nam nie kapło na rękę na przykład.
Na ogół wtedy czekam aż potrawa przestygnie, ładuję ją sobie do słoików, zakręcam i przygotowuję garnek – dość duży, wyłożywszy jego dno jakąś ścierką czy gazą, wypełniam go wodą i wstawiam słoiki, po czym stawiam na gaz i czekam aż się zagotują. Pozwalam im pyrkać sobie na małym ogniu i w zależności od tego, co wekuję po takim czasie wyłączam gaz i zostawiam, żeby trochę ostygły, a później wyjmuję je z wody i ustawiam na ścierce lub drewnianej desce. Ujdzie wszystko, byle nie stawiać bezpośrednio na blacie, bo to może się dla niego nie najlepiej skończyć.
Drugi sposób wekowania to piekarnik. Początkowo postępuję jak wyżej, z tą tylko różnicą, że zamiast umieścić słoiki w garnku, układam je na dużej blaszce piekarnikowej, nastawiam go na jakieś 110 stopni i włączam. Raczej staram się nie wstawiać słoików do nagrzanego piekarnika, bo to może się skończyć pęknięciem. Czas wekowania trwa coś koło 40 minut, choć sporo zależy co wekujemy, bo jeśli np. mamy surowe mięso w słoiku no to trzeba się z nim dłużej obchodzić.
Można też podobno wekować w zmywarce, ale tego nie próbowałam, lecz wiem na czym to polega.
Wypełnione i dobrze zakręcone słoiki układamy w zmywarce dnem do góry, nastawiamy ją na program z najwyższą temperaturą i czekamy aż się umyje, ups, sorry, zawekuje. 🙂
Jest to całkiem dobry sposób na przechowywanie żarcia, więc dość często go wykorzystuję, szczególnie jeśli chodzi o dżemy, które zdarza mi się, szczególnie letnią porą, namiętnie popełniać.
Mam nadzieję, że komuś taki wpis się przyda i, że z powodzeniem go kiedyś wykorzystacie.

Kategorie
Zuzankowe wpisy

Zuzanna wyciąga coraz ciekawsze wnioski.

Cześć, drodzy.
Dawno nie było nic od Zuzanny i nawet nie, że nie było czego wrzucać, albo o czym pisać, zazwyczaj gdzieś mi to umykało, zapominałam, że coś miałam napisać i przepadło.
Ostatnio jednak Zuzanna mnie zaskoczyła swoim rozumowaniem. Sytuacje są dwie.
1. To miało miejsce we wtorek. Obiecałam Zuzi, że kupimy blok rysunkowy, gdyż zrobił się nam deficyt kartek do rysowania i co było robić? Ano, kupić coś, w czym da się względnie rysować. Niestety, okazało się, że w tym naszym sklepie nie ma zwykłego rysunkowego bloku, został jeno tylko taki skoroszyt, dość fikuśny i cenowo też nie bardzo, bo kosztował jakieś 17 zł, (bez jednego grosza), obok niego jednak leżała ostatnia, jakby na mnie czekała, ryza papieru, więc nie myśląc wiele, wzięłam ryzę, a wiedzieć Wam trzeba, że okazała się złotówkę tańsza od tego fikuśnego zeszyciku.
Zapłaciłyśmy za zakupy i wracamy do domu. Zuzanna uparła się, że będzie niosła tę ryzę, no więc idziemy, a ona nagle się zatrzymuje i mówi: "Wiesz ile drzew wycięli dla tej twojej ryzy?"
Zagięła mnie totalnie, bo nie spodziewałam się, że ona jest do tego stopnia świadoma. Owszem, tłumaczyłam jej, zresztą w przedszkolu też pani wyjaśniała jak powstaje papier, ale nie przyszło mi do głowy, że to tak się w niej zakorzeniło.

2. Zuzanna poszła się kąpać, więc nalałam jej wody do brodzika (brodzik prysznicowy mam z tych głębokich). Trochę się pobawiła, w końcu stwierdziłam, że czas się umyć, więc do niej poszłam. Zauważyłam też, że jakoś ma więcej wody niż miała, więc spytałam czy sobie dolewała, ale szczerze mówiąc to nie słyszałam, żeby odkręcała prysznic, tyle, że mogłam nie zwrócić na to uwagi.
Młoda wtedy powiedziała coś w tym stylu: "No wiesz, tej wody nie jest więcej, ale jak weszłam do wody to trochę poszło do góry, bo ją wypchnęłam".
No to ten, Archimedes potrzebował na to odkrycie trochę więcej niż 6 lat.

Kategorie
Takie tam różności

Początek roku 2022.

Cześć, Drodzy.
Co tam u Was? Jak spędzacie piątkowy wieczór? My z Zuzanną obejrzałyśmy "Króla lwa", młoda poszła spać, a ja zerkam sobie na "Gwiezdne wojny – przebudzenie mocy", na które nota bene małżonek mój jedyny, dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, zabrał mnie do kina. Tak na marginesie chciałam dodać.
Co przyniósł początek roku? Ano, dość intensywnie się zaczął, bo od poniedziałku zaczęłam pracę jako copy writer, a wierzcie mi lub nie, nie mam doświadczenia na tym stanowisku, ale na etapie rekrutacji poradziłam sobie z zadaniem, więc chyba się nadam, tak myślę. 🙂
No więc – wiem, że tak zdania się nie zaczyna – szkoliłam się przez 3 dni i to dość intensywnie, usiłując ogarnąć swoim nie tak znowu małym rozumkiem SEO, pozycjonowanie stron, algorytmy Google, poznać produkt, który firma oferuje, poznać jej historię, strukturę i takie tam inne szczegóły, a choćby customer experience. Ogólnie mój mózg usiłował to przemielić, ale szczerze mówiąc to nie wiem co z tego wyszło, bo gdybyście mnie spytali o cokolwiek, cóż, to chyba nie pamiętam z tego wiele. No dobra, może skrót SEO potrafię rozwinąć.
Uświadomiłam sobie również, że zostałam korpo szczurem, a tak jeszcze niedawno nabijałam się z siostry, że to ona skończy w korporacyjnym tygielku, a sama, hm, no się nie spodziewałam.
Koniec końców, po pierwszym dniu szkolenia padłam o 22:00, co nie jest do mnie podobne, bo jestem z tych, którzy lubią sobie wieczorem posiedzieć, kosztem kilku godzin snu. Rano powtarzam sobie, że tak, wieczorem na pewno szybciej pójdę spać, że tylko w weekendy będę tak długo siedzieć. I to, proszę Państwa, jest tylko pobożne życzenie, bo z wieczora dzieje się zupełnie inaczej i poranne deklaracje biorą w łeb. 🙂
A dziś byłam przyjąć boostera, ale w tym durnym mieście ostatnio jest tylko Fizer, więc co było robić? Brać to co dawali. of course. W sumie to czuję się całkiem dobrze, nawet spać mi się nie chce i ręka nie boli jakoś straszliwie, a minęło już trochę ponad 12 godzin. Nie obrażę się, jeśli tak już zostanie i żadne tam nieprzyjemności pod postacią gorączki i innych takich się do mnie nie przyplączą, bo sobie nie życzę i basta. 🙂
To ja już się pożegnam, życząc wam kochani, dobrej nocki.

Kategorie
Takie tam różności

Jakieś podsumowanie roku 2021

Dobry wieczór, witajcie, mili moi.
Na wstępie zaznaczę, że nie będzie to podsumowanie najwyższych lotów, ani szczególnie ambitne też nie będzie, ot, zwyczajne takie.
Jak większość z Was wie, ten rok upłynął pod znakiem remontu, który ciągnął się dłużej niż powinien, ale teraz za to mogę się cieszyć odświeżonym i czystym mieszkaniem, bo przy okazji pozbyłam się zbędnych gratów, pewne urządzenia wymieniłam, dorobiłam się też nowych sprzętów (suszarka bębnowa i robot samojezdny). Finansowo rok był pełen wydatków, tych mniej lub bardziej przewidzianych, koniec końców jednak to wszystko wyszło na plus i teraz długo, długo żadnego remontu nie zamierzam przeprowadzać.
Rozpatrując go pod innymi względami, cóż, nie był to rok jakoś szczególnie trudny mimo tej nieszczęsnej pandemii. Aż do tej pory nie spotkały nas większe upierdliwości z nią związane, bo na kwarantannie nikt z nas nie wylądował, covida też nie przerabialiśmy, więc tylko się cieszyć. Pomijam oczywiście niedogodności typu zamknięte przedszkola, bo to akurat nie mnie jedną dotknęło.
Ten rok obfitował też w zmiany, które dotyczyły bezpośrednio mojej osoby, a zaliczyć do nich trzeba zmianę nawyków żywieniowych – staram się, żebyśmy jedli lepiej i zdrowiej, kosmetyki drogeryjne wymieniłam na te o naturalnym składzie i udało mi się zgubić parę zbędnych kilogramów.
Przeczytałam sporo ciekawych książek i trochę mniej ciekawych, ale o ile o pierwszych warto wspomnieć, o tyle o tych drugich raczej nie. Możliwe, że jakiś krótki wpis czytelniczy podsumowujący ten rok, popełnię w ciągu najbliższych dni.
Jeśli chodzi o najlepszą inwestycję tego roku? Bezapelacyjnie jest to zakup robota sprzątającego. Ja wiem, że jest to lenistwo i wygodnictwo, a to są cechy mało szlachetne, ba, negatywne wręcz są według coniektórych, ale wiecie co? Mam to w nosie, głęboko i daleko, w końcu nic nikomu do tego jak sprzątam. Jedna z moich koleżanek stwierdziła nawet, że czuje się przy mnie jak służąca. No cóż, to, że postanowiłam ułatwić sobie życie nie oznacza, że z tego powodu jestem od kogoś lepsza, bo nie jestem, ale jeśli wiem, że mogę sobie życie ułatwić to dlaczego miałabym tego nie robić? Nie zamierzam być matką Polką męczennicą, która po łokcie się urabia, a i tak nic z tego nie ma. Nie nie, proszę Państwa, nie zamierzam nią być.
I moje totalne odkrycie tego roku? Może nie tyle odkrycie, wszak nie było to żadnym novum w moim życiu, ale zakochałam się po uszy w kawie z ekspresu, a na dobre pokochałam ją, będąc teraz u teściów i wiecie co? Kawa zalewajka tzw. już mi nie smakuje. No smak nie ten i nawet moja ukochana Tchibo granatowa i Jacobs zielony już mi nie podchodzą, więc w przyszłym roku zamierzam kupić sobie ekspres. Nie wiem jeszcze czy automat czy kolbowy – wiedzieć wam trzeba, że automat jest dla tych, co to im bawić się nie chce w sam rytuał parzenia, a ja go lubię, naprawdę, sam fakt, że mogę sobie kawkę zmielić, nasypać odpowiednią jej ilość i poeksperymentować, lubię to i już. Oczywiście to też wiąże się z inwestycją w dobry młynek żarnowy, ale myślę, że to nijako przy okazji ogarnę. Nie spieszy mi się z tym jakoś, bo mam ręczny żarnowy, lecz docelowo w planach jest elektryczny.
I tym oto sposobem kończę to krótkie podsumowanie, życząc Wam dobrej nocki i szampańskiej zabawy sylwestrowej.

Kategorie
Takie tam różności

Życzenia świąteczne

Cześć, mili moi.
Jak u was przygotowania do świąt? Choinki ubrane? Pierogów nalepione? 😉
Okna umyte? Wszak wiadomo, że bez tego ostatniego święta nie przyjdą, jak okien nie umyjecie, to kaplica, umarł w butach. Możecie pierogów nie zrobić, barszczu nie nagotować, nawet karpia nie mieć, ale okna, proszę Państwa, trza umyć i basta. 😂
Dodam jeszcze, że ja też okien nie umyłam, najpierw był mróz, później padał deszcz, a od paru dni znów mrozi, więc przepraszam, ale mycie okien to pomysł z dupy całkowicie w taką pogodę.
Ale ja tu sobie gadu gadu, a przecież w konkretnym celu przybyłam.
Jak wskazuje temat – z życzeniami.
Tak sobie myślałam czego Wam życzyć i doszłam do wniosku, że te wszystkie formułki, choćby nie wiem jak je przerabiać, parafrazować i próbować uczynić trochę bardziej oryginalnymi, to są oklepane. Może to i dobrze, że takie są, nie mnie oceniać, każdy niech sam sobie w duchu stwierdzi jak to jest.
A skoro nie zamierzam składać życzeń w formie tradycyjnej, więc napiszę Wam tylko jedno: życzę wam tego, czego sami sobie życzycie.
I z tym oto Was zostawiam, a sama pędzę prezenty pakować, bo gotowam o nich zapomnieć, a wtedy chyba nie będzie śmiesznie jak Zuzanna w piątkowy wieczór otrzyma prezent tylko od dziadków.
Pozdrawiam, trzymajcie się cieplutko i wesołych świąt.

Kategorie
Moje przepisy

Przepis na pyszne pierniki.

Wprawdzie podałam go we wpisie głosowym o zdobieniu pierników, ale umówmy się, nie każdy musi mieć ochotę słuchać go od deski do deski przysłowiowej, więc odfiltrowanie może chwilę zająć, toteż Wam go napiszę.
Dodam tylko, że nie byłabym sobą, gdybym nie dokonała modyfikacji na swoją modłę, ale zaznaczam, w niczym to nie zaszkodziło.
Składniki:
kostka margaryny/ masła,
200g miodu,
1/3 szklanki cukru,
opakowanie przyprawy do piernika (jeśli lubicie ciasteczka bardziej korzenne to możecie dać 2 opakowania, ja tak zrobiłam),
3 szklanki mąki,
Łyżeczka sody,
2 jajka.
Łyżeczka kakao – opcjonalnie, jeśli chcecie, żeby pierniki były bardziej brązowe. Osobiście nie dałam.
Sposób przygotowania:
masło, cukier, miód i przyprawę podgrzewamy na ogniu do momentu, aż składniki się rozpuszczą. Do miski/ na stolnicę wysypujemy mąkę i mieszamy ją z sodą. Następnie dodajemy naszą korzenną masę, wbijamy jajka i zarabiamy ciasto, które, gdy jest dobrze wyrobione, ma konsystencję plasteliny. Jest plastyczne, ale dość klejące, dlatego można je wstawić na jakieś pół godziny do zamrażarki, celem schłodzenia.
Następnie dzielimy ciasto na części i wałkujemy na placek grubości około 0,5 cm i wycinamy foremkami ciacha.
Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 180 stopni i pieczemy pierniczki przez 15 min.
Następnie pozwalamy im wystygnąć i możemy zabierać się za konsumpcję, bo są wyjątkowo miękkie.
Osobiście zakochałam się w tym przepisie, choć ogólnie to jestem fanką piernika dojrzewającego, ale ten to robi się jakieś 6 tygodni przed świętami.

Kategorie
Takie tam różności

O różnych rzeczach.

Cześć Wam, mili moi. Jakoś tak się zrobiło po Piekarowemu, to "mili moi" mam na myśli, ale nie wiem skąd mi się to wzięło, więc nie pytajcie, bo i taknic mądrego się nie dowiecie.
Taki post, albo jakiś podobny zaczęłam pisać na świeżo po koncercie, na którym byłyśmy 5 grudnia, ale coś mi się Elten wykrzaczył i wpis się nie dodał, a ponieważ ogarnęło mnie lenistwo, to postanowiłam nie pisać nic, o.
Co do koncertu: było sympatycznie, podobało się nam, wykonawcy odwalili kawał dobrej roboty, a odnośnie piosenek: sporo było znanych, a choćby z "Mulan", z "Króla lwa", "Shreka", "Krainy lodu" 1 i 2. Mogliśmy ponadto usłyszeć piosenki z "Roszpunki", "Księżniczki i żaby", "Pocahontas’", a także "Pięknej i bestii". Ogólnie rzecz ujmując: w większości były to utworki ze znanych bajek, choć i perełki się zdarzyły, z "księżniczki Anastazji", bardzo ładny utwór.
Tyle w temacie koncertu.
Zima u nas cały poprzedni tydzień się trzymała i to tak całkiem dobrze się miała, bo nawet przymroziło i to niezgorzej, zważywszy, że po -5 było, a odczuwało się jak -10.
Zuzanna bałwana ulepiła, śnieżkami się rzucałyśmy, pierwsze w tym roku sanki dziecię moje też zaliczyło, czyli początek zimy udany, pomijając zaskoczonych drogowców, przecie ich to nawet w środku stycznia zaskoczyć potrafi, więc naprawdę, nie wymagajmy cudów od panów. A swoją drogą, słyszeliście, że niektórzy w Wielkopolsce koszą trawę w śniegu po kostki? Tak? Słyszeliście? To dobrze.
I to jest dopiero miasto cudów, bodajże gdzieś w okolicach Kalisza to było, a jeśli nie to mnie poprawcie. Nie chce mi się teraz tego sprawdzać.
Co by tu jednak nie powiedzieć to przynajmniej Koszalin nie jest osamotniony w materii głupoty i cudów.
W tym tygodniu z moją pierworodną będziemy piekły pierniki, ale tym razem postanowiłam całkowicie wyzbyć się ambicji i kupić gotowca ciasto, do którego trzeba dodać tylko chyba jajka i masło. Oczywiście mogłabym sama zagnieść jakieś ciasto na tego piernika, ale chyba mi się nie chce. Poza tym planujemy też ubrać choinkę w sobotę albo niedzielę, konkretnie nie wiem kiedy, lecz na pewno w weekend.
I tak już na koniec się pochwalę, a co … … … … … … … … … Od 3 stycznia kończę karierę bezrobotnej/ poszukującej pracy. Oczywiście jestem z tego faktu niezmiernie zadowolona i nawet nie chodzi o jakieś tam spełnianie się czy coś, ale o przypływ gotówki. 😜 Tak tak, ja wiem, mało to wzniosłe, bo przecie powinnam tu peany układać, bo praca dla niepełnosprawnych jest jak niemalże tlen. Ogólnie to ja naprawdę się cieszę, ale nie ukrywam, że dla mnie największe znaczenie ma wymiar finansowy, ten drugi owszem tak, jest ważny, ale ma znaczenie drugorzędne.
A cóż będę w tej pracy porabiać, spytacie? Ano, przypadło mi w udziale stanowisko copy writera i dobrze, bo to akurat lubię. Całe szczęście nie jest to żaden telemarketing, bo w tym to ja się nie sprawdziłam, choć nie wykluczam, że w akcie desperacji pewnie robotę na słuchawce też bym przyjęła, ale na szczęście aż tak zdesperowana nie jestem.
Poza tym muszę trochę odgruzować bloga, usunąć to i owo, bo tylko miejsce zajmuje, a treści żadnej za sobą nie niesie. Nie, żeby ten wpis był jakiś wartościowy, wszak wiadomo, że nie jest, ale poczułam nagłą potrzebę skrobnięcia tu czegoś i proszę, możecie poczytać, jeśli najdzie Was ochota.
No dobrze, kończę, muszę mężu kanapki do pracy zrobić i dziecku ogarnąć jakieś odzienie do przedszkola.
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę Wam, kochani.

Kategorie
Takie tam różności

Armagiedon w Koszalinie

Hej hej, witajcie ludkowie mili.
Ostatnio o tym moim mieście dość głośno się robi, a może tylko tak mi się wydaje, że głośno, może wcale nie, ale do czego zmierzam, za jakąż to sprawą o Koszalinku miałoby być głośno? Spieszę z wyjaśnieniami:
po pierwsze primo: walący się wiadukt. Było to pewnie jakieś półtora miesiąca temu jak wiadukt wziął i runął. 🙂
Po drugie secundo: prezydent tego miasta dostanie podwyżkę i będzie zarabiał jeszcze raz tyle, co jest totalną niedorzecznością.
Po trzecie tercio: to u nas patodeweloperka szerzy się w najlepsze, gdyż deweloper zapowiedział wybudowanie małych kawalerek na wynajem, a najmniejsza z nich będzie liczyła … … … … uwaga uwaga: 2,5mkw.
Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka takich smaczków w tym mieście, lecz to o czym napisałam to nieledwie wstęp do dzisiejszych wydarzeń.
Zaznaczę tylko, że wczoraj nic tego nie zapowiadało, a gdy wracałam od znajomego masażysty, jedyne, co lekko padało to drobna mżawka i tyle.
Rano jednak obudziłam się w zgoła odmiennej rzeczywistości, bo Koszalin zasypał śnieg. To, że w ogóle leży, powiedziała Zuzia, patrząc przez okno. Wtedy nie wzięłam tego jakoś do siebie, wszak jest grudzień i śnieg nie powinien być niczym nadzwyczajnym. Gdy jednak wyszłyśmy do przedszkola, uświadomiłam sobie rozmiar białego puchu, którego było już chyba z 10cm i nadal padał.
Chwilę później otrzymałam powiadomienie z aplikacji zwanej mobilną kartą miejską, że ruch na drogach jest utrudniony, samochody stoją w korkach, a komunikacja miejska ma opóźnienia.
Nic to. Pomyślałam sobie, bo dopiero po południu miałam zaplanowane dalsze wyjście. Zuzia była na urodzinach u kolegów z przedszkola, tak gwoli wyjaśnienia.
Po jakimś kwadransie dostałam powiadomienie, że ruch komunikacyjny w mieście jest sparaliżowany. Nie wiadomo, śmiać się, czy płakać, szczególnie, że jeszcze nie tak dawno władze tego miasta chwaliły się, że Koszalin jest gotów na nadejście zimy, że mają 6,5mln zł na przeciwdziałanie jej skutkom. O, jakże się pomylili, zima znowu, proszę państwa, zaskoczyła drogowców.
Gdyby nie fakt, że jechałam z Zuzią na urodziny, pewnie wcale bym się nie przejęła. Nie ukrywam, że trochę się martwiłam jak to będzie z taksówkami i moje zmartwienia wcale nie były bezzasadne, bo nie dość, że czas oczekiwania wahał się między 20, a 30min, to jeszcze nigdzie nie można było się dodzwonić, bo albo mieli zajęte, albo nikt nie odbierał.
Ostatecznie jednak wszystko się udało, ale nie obyło się bez nerwów, szczególnie w drodze powrotnej. Dzieciaki pomęczone, chcą już do domu, a tu trzeba czekać na zimnie.
Podsumowując: jakie to czasy nastały, że kilka centymetrów śniegu potrafi sparaliżować całe miasto. No dobra, bo narzekam jak starowina jakaś, a mnie do tego stanu jeszcze trochę daleko.
No to trzymajcie się ciepło i bądźcie grzeczni, żeby Mikołaj do was przyszedł.

Kategorie
Takie tam różności

Czekam, więc wpisik jakowyś popełnię przy okazji.

Cześć, witajcie w tę sobotnią noc. Co tam u was? Jak weekend mija?
Ach, napisałam, że czekam, ano, muszę młodej temperaturę zmierzyć, żeby wiedzieć czy już jej syrop podać. Jestem z tych, co to przy 37,5 syropu nie dają, ba, dopiero powyżej 38,5 powoli się przymierzam do zapodania czegoś, co mam na stanie. Młoda dość dobrze znosi gorączkę, w sensie nie ma żadnych tam drgawek i nic takiego, więc nie zbijam czegoś, co w praktyce przyczynia się do obrony organizmu.
Podejrzewam, że w poniedziałek czeka nas wycieczka do lekarza i obym się dostała, bo u nas to tak różnie bywa. Ciężko dostać się z chorym dzieciakiem na wizytę, ale na szczepienie to już teraz, zaraz możesz lecieć. Wkurzające to jest ogólnie rzecz biorąc. Kilka razy robiłam już podejście do zmiany przychodni, ale tam jest dobry pediatra i stosunkowo blisko, więc póki znów mnie nie wkurzą, nie zamierzam nic zmieniać.
Jak już pewnie wiecie, kupiłam robota sprzątającego i muszę przyznać, że jest to najlepsza inwestycja w 2021 r. Mieliśmy czekać do black friday, ale znalazłam go w atrakcyjnej cenie i stwierdziłam, że zasadniczo to nie ma na co czekać i trza brać teraz.
Prezenty w większości kupione, jeszcze tylko nie mam pomysłu co ja bym chciała od Mikołaja pod choinkę. Może torebkę, a może perfumy, a może … … … … Sama nie wiem.
Pewnie coś tam jeszcze przyjdzie mi do głowy i małżonek będzie na ostatnią chwilę kupował. 🙂
A 5 grudnia br. wybieramy się z Zuzanną na koncert do teatru muzycznego Adria, pt. "Zaczarowana piosenka", (nie mylić z zaczarowaną piosenką Dymnej). 🙂 Będą to piosenki z bajek i musicali Disney’a.
Właśnie usiłowałam kupić bilety, lecz chyba bez oka nie będzie to takie proste, inna sprawa czy jest sens kupować tak wcześnie, wszak nie wiadomo czy znowu jakichś ograniczeń nie wprowadzą, a kasy nie zwrócą, choć nie wiem czy w tej sytuacji nie powinni. Na stronie teatru jest jednak adnotacja, że zwrotów nie ma, więc podejrzewam, że ewentualne ograniczenia też się do tego wliczają.
Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie, ja sama mam wielką ochotę iść na ten koncert, bo zapowiada się ciekawie, a i Zuzanna też się cieszy, że pójdziemy.
No dobra, będę kończyć, wszak termometr sam się nie zaniesie i nie zmierzy gorączki.
Pożegnam się zatem, dobrej nocki, Drodzy.

EltenLink