Kategorie
Macierzyństwo po niewidomemu

Dzień, w którym wszystko się zmieniło.

Dobry wszystkim. Jak Wam wieczór mija? Bo mój jest dziś bardzo wspominkowy, bo to ten dzień, który nieodwracalnie zmienił wszystko, rozpoczynając tym samym nowy etap w moim dość nudnym życiu. Tak, z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że moje życie było wtedy dość nudne, a może inaczej, pozbawione tego, co mam teraz. Na pewno muszę stwierdzić, że było spokojne, bez jakichś tam fajerwerków. Oboje pracowaliśmy, wracaliśmy z pracy, czasem gdzieś wyszliśmy i w zasadzie tyle. Miałam sporo więcej czasu na inne rzeczy, a teraz, cóż, ten czas trzeba poświęcić komu innemu. Nie, żebym jakoś tęskniła za tym okresem sprzed 2015 r. Nie, nie tęsknię, choć czasem myślę sobie, że fajnie byłoby móc, jak drzewiej bywało, wyrwać się na niezapowiedzianą imprezę, kupić sobie coś niekoniecznie niezbędnego, ale na co się chorowało od dłuższego czasu, bez większych wyrzutów sumienia, że przecież mogłam kupić coś młodej, albo, że mogłam odłożyć, no cokolwiek. Tak, czasem tego właśnie mi brakuje. Częściej jednak myślę sobie, że moje życie zyskało znacznie większą wartość, co nie oznacza, że wcześniej było bezwartościowe, ale miało nieco inny wymiar.
Kiedy piszę te słowa, jest jakaś 20.37, więc jeszcze rodzę, skurcze przepowiadające mam jeszcze, a może już dostałam gaz rozweselający. Z takimi szczegółami nie pamiętam. Z resztą wtedy miałam wrażenie, że ten wieczór ciągnie się w nieskończoność, a do tego położna też mnie nie pocieszyła, twierdząc, że przed północą pewnie i tak nie urodzę. Jak bardzo wtedy się myliła, bo urodziłam i to sporo przed północą, swoją drogą, ciekawe czy ktoś zgadnie o której.
A wracając do sedna: mógłby ktoś zapytać, a pytanie nie byłoby bezzasadne, czy nie żałuję utraconej całkowitej wolności, spontaniczności itd. Już odpowiadam i to całkiem szczerze: nie, nie żałuję niczego, uważam, że dziecko jest tym, co dopełniło moje istnienie i co spowodowało, że poczułam faktyczną radość z życia i satysfakcję. A ponadto wszystko to dziecko jest tą istotką, która kocha bezwarunkowo i tę miłość się czuje na każdym kroku.
Tak naprawdę to partner jest nabyty, dziś go masz, a jutro tracisz i nawet nie mam na myśli zdrady czy rozstania. Dziecko natomiast zostaje, a co najważniejsze, to część mnie samej, jakby nie było, dałam jej kawałek siebie i oby to był ten lepszy kawałek. 🙂
I to też nie jest tak, że nie ma gorszych dni, że jest tylko pięknie, kolorowo, słodko i cukierkowo. Oczywiście, że nie jest. Są takie chwile, że mam ochotę tego mojego skarba wyprawić na księżyc z biletem w tylko jedną stronę, z zakazem powrotu, bo setny raz wypowiedziane: mamo, maaamooooo, maaaaaaaaaamooooooooooooo powoduje, że mam ochotę zniknąć, schować się pod peleryną niewitką Harry’ego Pottera, żeby mnie nie widziała i dała święty spokój.
Dobrze, że jest już na tyle duża, że sama się bawi. Zabawa to była kolejna rzecz, której nie znosiłam, ale za to uwielbiam grać w planszówki, budować z klocków, robić różne rzeczy z ciastoliny i innych takich wynalazków, uwielbiam, gdy pomaga mi w kuchni, a nawet, gdy chce ze mną sprzątać. No wszystko, tylko nie zabawę, na szczęście badania naukowe dowodzą, że rodzice nie lubią bawić się z własnymi dziećmi i jest to całkiem normalne.
Jak więc sami widzicie, macierzyństwo, jak wszystkie inne aspekty życia ma jasne i ciemne strony, choć o tych drugich mówi się znacznie rzadziej, ale one są i nic nie sprawi, milczenie też nie, że one znikną, bo one będą i trzeba głośno o nich mówić, bo twierdzenie, że ich nie ma, to zaklinanie rzeczywistości.
Z drugiej jednak strony, gdybyśmy zakładały, że nasze macierzyństwo będzie miewało gorzki smak i nie będzie cukierkiem lukierkiem, cóż, pewnie nie miałybyśmy dzieci. 🙂
I taki mój apel: nie zakładajcie z góry, a może inaczej: nie bójcie się tych ciemnych stron i różnych zawiłości na trasie zwanej macierzyństwo, bo te obawy mogą odebrać Wam radość z bycia mamą czy też przyszłą mamą. Jak dla mnie, dziecko jest największym szczęściem, jakie mnie spotkało i nie wyobrażam sobie, że miałabym jej nie mieć i nieważne, że mogłabym razem z mężem wyjeżdżać na wycieczki zagraniczne, robić karierę zawodową, mieć kasy jak przysłowiowego lodu, no może i mogłam, ale nie mam, za to mam kogoś znacznie od tego cenniejszego, a mojej ukochanej córci i jej miłości nikt mi nie odbierze.
Kiedy piszę te ostatnie słowa jest 21.10, 6 lat temu już chyba coś zaczynało się zmieniać, wprawdzie jeszcze nie urodziłam, ale to były ostatnie godziny mojej ciąży.
To jak, pokusicie się i odgadniecie o której Zuzanna pojawiła się na świecie?
Jeśli dobrze pomyślicie to znajdziecie w tym wpisie rozwiązanie zagadki.
Powodzenia, kochani.

Kategorie
Takie tam różności

Wpis o niczym szczególnym

Dobry, witajcie w ten ponury, czwartkowy wieczór. Pogoda zdrowo się u mnie pochrzaniła, zrobiło się chłodno i jakoś tak jesiennie.
Poza tym testuję przy okazji tego wpisu nową klawiaturę, którą byłam zmuszona kupić, co w sumie okazało się całkiem korzystne, bo na tej laptopowej braki niektórych klawiszy okazały się zbyt upierdliwe na dłuższą metę. Nie jest to rzecz jasna, klawiatura jakichś wysokich lotów, od, jakiś tam Logitech K120, ale dla moich potrzeb myślę, że będzie w sam raz. No ja nie mam jakichś wybitnych wymagań co do sprzętu komputerowego, jeśli o dodatkowe akcesoria chodzi, co innego sam lapek, no ale to już inna sprawa.
Nowy nabytek spisuje się całkiem dobrze, nic nie zamula, nie zwalnia itd. Nie rozumiem tylko kilku kwestii, otóż w jakim celu są na niej 2 backslashe? I 2 klawisze windowsa – prawy i lewy? Nie ukrywam, że odrobinkę nurtuje mnie to rozwiązanie, a kolejna sprawa, która również nie daje mi spokoju to czym różni się klawiatura membranowa od mechanicznej i dlaczego ta druga jest lepsza? Byłby ktoś tak dobry i wyjaśnił mi różnicę? Z góry dziękuję. 🙂
Dodam też, iż klawiatura wygląda tak, jak od kompa stacjonarnego i chwilę potrwało zanim się na niej rozpisałam. W sumie to nie pamiętam już kiedy ostatni raz korzystałam ze stacjonarnego kompa, stąd przyzwyczajanie się pewnie chwilę potrwa.
Wczoraj też miałam przyjemność spotkać się z pewnym niewidomym tatą dwójki dzieciaków, ale podejrzewam, że na Eltenie go nie ma. Spotkaliśmy się na kulkach, więc dzieciaki miały dobrą zabawę, a ja spędziłam popołudnie w miłym towarzystwie.
Codziennie też obiecuję sobie, że jutro na pewno już puszczę Zuzannę do przedszkola i na obietnicach na ogół się kończy, podejrzewam więc, że ostatecznie Zuzanna pójdzie do przedszkola od września.
W poniedziałek za to wyprawiamy pannie urodziny – imprezka dla dzieci w sali zabaw, będą 2 godziny szaleństwa i ogólnej radości i tylko nasze – moje i męża – portwele – trochę upływ gotówki odczują, ale z drugiej strony 6 lat ma się raz w życiu. 😛
No dobra, to trochę sobie pomarudziłam, napisałam co tam u mnie i na tym zakończę.
P.s ten backslash na lewo od Z jest bardzo irytujący.

No dobrze, naprawdę już kończę, trzymajcie się cieplutko i zdrowo.
P.s2. Przypomniało mi się właśnie, że w sklepach sieci Stokrotka jest jakaś akcja zbieraczkowa i można zgarnąć figurki z Harry’ego Pottera. Taka informacja, gdyby kogoś to interesowało. Ja dziś zgarnęłam pierwszą figurkę. 😛

Kategorie
Takie tam różności

Czy to przejaw głupoty totalnej

Posta tego zacznę od słów, że na końcu zdania w temacie powinien być znak zapytania. No właśnie, powinien, ale nie będzie. Powód takiego stanu rzeczy jest bardzo prosty, proszę Państwa. Otóż klawiaturę w kompie zaczyna trafiać szlag i tak oto przestały działać – z nieznanej przyczyny – klawisze:
strzałka górna,
slash,
pięć,
sześć i apostrof – no, ten na lewo od entera.
Jest to generalnie dość upierdliwa przypadłość, bo choćby chciało się np. zrobić przelew to już trzeba z bardzo słabo dostępnej appki na telefonie korzystać.
Dobrze, że dogrzebałam się do klawiatury bezprzewodowej, muszę tylko ją z kompem sparować, choć o ile pamiętam, to ona już była z nim sparowana i mam nadzieję, że się to nie rozsypało, ale w zasadzie nie zdziwię się, jeśli samoistnie się zepsuło, bo mi, drodzy moi, tak samoistnie psuć się różne rzeczy potrafią, szczególnie jeśli jest to technologia jakaś.
No dobra, ale ja nie o tym.
Kilka dni temu przeczytałam na jakimś onecie czy innym wp, że prawie 70-letnia meksykańska celebrytka, uwaga, uwaga, jest w ciąży. Ojcem jej dziecka jest 28-letni partner kobiety.
Ta informacja wstrząsnęła mną i to dość konkretnie, a ja w związku z tym zaczęłam się zastanawiać czy decydując się na dziecko w tak zaawansowanym wieku, kobieta jest bezgranicznie głupia i dochodzę do wniosku, że jest to głupota totalna.
Po pierwsze: nie jest to wiek na ciążę i na późne macierzyństwo w ogóle, toż ona mogłaby być już prababcią.
Po drugie: ciąża w tak późnym wieku to zagrożenie zarówno dla matki jak i dla dziecka. Wszak ciąża dla młodych kobiet może być trudnym doświadczeniem, a co dopiero dla takiej staruszki. Jest tyle dolegliwości wikłających ciążę np. cukrzyca, nadciśnienie, holestaza itd. Połowa z tych przypadłości dla kobiety ciężarnej w tym wieku może być po prostu zabójcza.
Po trzecie: wady u płodu – nie wiem czy szansa, że dziecko urodzi się zdrowe jest duża, wszak wystąpienie wad genetycznych czyt. trisomia 21 itd. wzrasta wraz z wiekiem matki.
Po czwarte: ile ona jeszcze pożyje – dość wątpliwe, że doczeka dorosłości swojego dziecka. Oczywiście zaraz podniosą się głosy, że przecież teraz to ludzie żyją dłużej i ona ma szansę dożyć do tego czasu, może i ma, ale jej szanse nie są jakieś wysokie.
Po piąte: poród – naturalny to jednak duży wysiłek, wątpię, żeby nie odbił się negatywnie na jej zdrowiu. Cesarka to z kolei operacja, która tym bardziej nie jest obojętna dla organizmu.
Po szóste: siły – ich akurat trzeba dużo, szczególnie w pierwszych miesiącach, ba, latach nawet, no ale ok, ograniczmy się do okresu niemowlęcego. Po nocach wstawać trzeba, nosić na rękach też, być w pełnej gotowości 24 h na dobę. Wątpię. Pamiętam, że ja sama byłam wykończona, a co dopiero osoba w tym wieku. Za siłami idzie też cierpliwość do takiego malucha, a maluszek dać w kość potrafi, szczególnie ten już trochę starszy.
Ogólnie rzecz ujmując: dla mnie kobieta wykazała się skrajną głupotą, bo tego inaczej określić nie można i tak szczerze powiem, że ja współczuję temu dziecku, że ma tak nieodpowiedzialną i głupią matkę, bo jak zwykle, to ono najbardziej na tym ucierpi.

EltenLink