Kategorie
Takie tam różności

Jakieś podsumowanie roku 2021

Dobry wieczór, witajcie, mili moi.
Na wstępie zaznaczę, że nie będzie to podsumowanie najwyższych lotów, ani szczególnie ambitne też nie będzie, ot, zwyczajne takie.
Jak większość z Was wie, ten rok upłynął pod znakiem remontu, który ciągnął się dłużej niż powinien, ale teraz za to mogę się cieszyć odświeżonym i czystym mieszkaniem, bo przy okazji pozbyłam się zbędnych gratów, pewne urządzenia wymieniłam, dorobiłam się też nowych sprzętów (suszarka bębnowa i robot samojezdny). Finansowo rok był pełen wydatków, tych mniej lub bardziej przewidzianych, koniec końców jednak to wszystko wyszło na plus i teraz długo, długo żadnego remontu nie zamierzam przeprowadzać.
Rozpatrując go pod innymi względami, cóż, nie był to rok jakoś szczególnie trudny mimo tej nieszczęsnej pandemii. Aż do tej pory nie spotkały nas większe upierdliwości z nią związane, bo na kwarantannie nikt z nas nie wylądował, covida też nie przerabialiśmy, więc tylko się cieszyć. Pomijam oczywiście niedogodności typu zamknięte przedszkola, bo to akurat nie mnie jedną dotknęło.
Ten rok obfitował też w zmiany, które dotyczyły bezpośrednio mojej osoby, a zaliczyć do nich trzeba zmianę nawyków żywieniowych – staram się, żebyśmy jedli lepiej i zdrowiej, kosmetyki drogeryjne wymieniłam na te o naturalnym składzie i udało mi się zgubić parę zbędnych kilogramów.
Przeczytałam sporo ciekawych książek i trochę mniej ciekawych, ale o ile o pierwszych warto wspomnieć, o tyle o tych drugich raczej nie. Możliwe, że jakiś krótki wpis czytelniczy podsumowujący ten rok, popełnię w ciągu najbliższych dni.
Jeśli chodzi o najlepszą inwestycję tego roku? Bezapelacyjnie jest to zakup robota sprzątającego. Ja wiem, że jest to lenistwo i wygodnictwo, a to są cechy mało szlachetne, ba, negatywne wręcz są według coniektórych, ale wiecie co? Mam to w nosie, głęboko i daleko, w końcu nic nikomu do tego jak sprzątam. Jedna z moich koleżanek stwierdziła nawet, że czuje się przy mnie jak służąca. No cóż, to, że postanowiłam ułatwić sobie życie nie oznacza, że z tego powodu jestem od kogoś lepsza, bo nie jestem, ale jeśli wiem, że mogę sobie życie ułatwić to dlaczego miałabym tego nie robić? Nie zamierzam być matką Polką męczennicą, która po łokcie się urabia, a i tak nic z tego nie ma. Nie nie, proszę Państwa, nie zamierzam nią być.
I moje totalne odkrycie tego roku? Może nie tyle odkrycie, wszak nie było to żadnym novum w moim życiu, ale zakochałam się po uszy w kawie z ekspresu, a na dobre pokochałam ją, będąc teraz u teściów i wiecie co? Kawa zalewajka tzw. już mi nie smakuje. No smak nie ten i nawet moja ukochana Tchibo granatowa i Jacobs zielony już mi nie podchodzą, więc w przyszłym roku zamierzam kupić sobie ekspres. Nie wiem jeszcze czy automat czy kolbowy – wiedzieć wam trzeba, że automat jest dla tych, co to im bawić się nie chce w sam rytuał parzenia, a ja go lubię, naprawdę, sam fakt, że mogę sobie kawkę zmielić, nasypać odpowiednią jej ilość i poeksperymentować, lubię to i już. Oczywiście to też wiąże się z inwestycją w dobry młynek żarnowy, ale myślę, że to nijako przy okazji ogarnę. Nie spieszy mi się z tym jakoś, bo mam ręczny żarnowy, lecz docelowo w planach jest elektryczny.
I tym oto sposobem kończę to krótkie podsumowanie, życząc Wam dobrej nocki i szampańskiej zabawy sylwestrowej.

Kategorie
Takie tam różności

Życzenia świąteczne

Cześć, mili moi.
Jak u was przygotowania do świąt? Choinki ubrane? Pierogów nalepione? 😉
Okna umyte? Wszak wiadomo, że bez tego ostatniego święta nie przyjdą, jak okien nie umyjecie, to kaplica, umarł w butach. Możecie pierogów nie zrobić, barszczu nie nagotować, nawet karpia nie mieć, ale okna, proszę Państwa, trza umyć i basta. 😂
Dodam jeszcze, że ja też okien nie umyłam, najpierw był mróz, później padał deszcz, a od paru dni znów mrozi, więc przepraszam, ale mycie okien to pomysł z dupy całkowicie w taką pogodę.
Ale ja tu sobie gadu gadu, a przecież w konkretnym celu przybyłam.
Jak wskazuje temat – z życzeniami.
Tak sobie myślałam czego Wam życzyć i doszłam do wniosku, że te wszystkie formułki, choćby nie wiem jak je przerabiać, parafrazować i próbować uczynić trochę bardziej oryginalnymi, to są oklepane. Może to i dobrze, że takie są, nie mnie oceniać, każdy niech sam sobie w duchu stwierdzi jak to jest.
A skoro nie zamierzam składać życzeń w formie tradycyjnej, więc napiszę Wam tylko jedno: życzę wam tego, czego sami sobie życzycie.
I z tym oto Was zostawiam, a sama pędzę prezenty pakować, bo gotowam o nich zapomnieć, a wtedy chyba nie będzie śmiesznie jak Zuzanna w piątkowy wieczór otrzyma prezent tylko od dziadków.
Pozdrawiam, trzymajcie się cieplutko i wesołych świąt.

Kategorie
Moje przepisy

Przepis na pyszne pierniki.

Wprawdzie podałam go we wpisie głosowym o zdobieniu pierników, ale umówmy się, nie każdy musi mieć ochotę słuchać go od deski do deski przysłowiowej, więc odfiltrowanie może chwilę zająć, toteż Wam go napiszę.
Dodam tylko, że nie byłabym sobą, gdybym nie dokonała modyfikacji na swoją modłę, ale zaznaczam, w niczym to nie zaszkodziło.
Składniki:
kostka margaryny/ masła,
200g miodu,
1/3 szklanki cukru,
opakowanie przyprawy do piernika (jeśli lubicie ciasteczka bardziej korzenne to możecie dać 2 opakowania, ja tak zrobiłam),
3 szklanki mąki,
Łyżeczka sody,
2 jajka.
Łyżeczka kakao – opcjonalnie, jeśli chcecie, żeby pierniki były bardziej brązowe. Osobiście nie dałam.
Sposób przygotowania:
masło, cukier, miód i przyprawę podgrzewamy na ogniu do momentu, aż składniki się rozpuszczą. Do miski/ na stolnicę wysypujemy mąkę i mieszamy ją z sodą. Następnie dodajemy naszą korzenną masę, wbijamy jajka i zarabiamy ciasto, które, gdy jest dobrze wyrobione, ma konsystencję plasteliny. Jest plastyczne, ale dość klejące, dlatego można je wstawić na jakieś pół godziny do zamrażarki, celem schłodzenia.
Następnie dzielimy ciasto na części i wałkujemy na placek grubości około 0,5 cm i wycinamy foremkami ciacha.
Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 180 stopni i pieczemy pierniczki przez 15 min.
Następnie pozwalamy im wystygnąć i możemy zabierać się za konsumpcję, bo są wyjątkowo miękkie.
Osobiście zakochałam się w tym przepisie, choć ogólnie to jestem fanką piernika dojrzewającego, ale ten to robi się jakieś 6 tygodni przed świętami.

Kategorie
Takie tam różności

O różnych rzeczach.

Cześć Wam, mili moi. Jakoś tak się zrobiło po Piekarowemu, to "mili moi" mam na myśli, ale nie wiem skąd mi się to wzięło, więc nie pytajcie, bo i taknic mądrego się nie dowiecie.
Taki post, albo jakiś podobny zaczęłam pisać na świeżo po koncercie, na którym byłyśmy 5 grudnia, ale coś mi się Elten wykrzaczył i wpis się nie dodał, a ponieważ ogarnęło mnie lenistwo, to postanowiłam nie pisać nic, o.
Co do koncertu: było sympatycznie, podobało się nam, wykonawcy odwalili kawał dobrej roboty, a odnośnie piosenek: sporo było znanych, a choćby z "Mulan", z "Króla lwa", "Shreka", "Krainy lodu" 1 i 2. Mogliśmy ponadto usłyszeć piosenki z "Roszpunki", "Księżniczki i żaby", "Pocahontas’", a także "Pięknej i bestii". Ogólnie rzecz ujmując: w większości były to utworki ze znanych bajek, choć i perełki się zdarzyły, z "księżniczki Anastazji", bardzo ładny utwór.
Tyle w temacie koncertu.
Zima u nas cały poprzedni tydzień się trzymała i to tak całkiem dobrze się miała, bo nawet przymroziło i to niezgorzej, zważywszy, że po -5 było, a odczuwało się jak -10.
Zuzanna bałwana ulepiła, śnieżkami się rzucałyśmy, pierwsze w tym roku sanki dziecię moje też zaliczyło, czyli początek zimy udany, pomijając zaskoczonych drogowców, przecie ich to nawet w środku stycznia zaskoczyć potrafi, więc naprawdę, nie wymagajmy cudów od panów. A swoją drogą, słyszeliście, że niektórzy w Wielkopolsce koszą trawę w śniegu po kostki? Tak? Słyszeliście? To dobrze.
I to jest dopiero miasto cudów, bodajże gdzieś w okolicach Kalisza to było, a jeśli nie to mnie poprawcie. Nie chce mi się teraz tego sprawdzać.
Co by tu jednak nie powiedzieć to przynajmniej Koszalin nie jest osamotniony w materii głupoty i cudów.
W tym tygodniu z moją pierworodną będziemy piekły pierniki, ale tym razem postanowiłam całkowicie wyzbyć się ambicji i kupić gotowca ciasto, do którego trzeba dodać tylko chyba jajka i masło. Oczywiście mogłabym sama zagnieść jakieś ciasto na tego piernika, ale chyba mi się nie chce. Poza tym planujemy też ubrać choinkę w sobotę albo niedzielę, konkretnie nie wiem kiedy, lecz na pewno w weekend.
I tak już na koniec się pochwalę, a co … … … … … … … … … Od 3 stycznia kończę karierę bezrobotnej/ poszukującej pracy. Oczywiście jestem z tego faktu niezmiernie zadowolona i nawet nie chodzi o jakieś tam spełnianie się czy coś, ale o przypływ gotówki. 😜 Tak tak, ja wiem, mało to wzniosłe, bo przecie powinnam tu peany układać, bo praca dla niepełnosprawnych jest jak niemalże tlen. Ogólnie to ja naprawdę się cieszę, ale nie ukrywam, że dla mnie największe znaczenie ma wymiar finansowy, ten drugi owszem tak, jest ważny, ale ma znaczenie drugorzędne.
A cóż będę w tej pracy porabiać, spytacie? Ano, przypadło mi w udziale stanowisko copy writera i dobrze, bo to akurat lubię. Całe szczęście nie jest to żaden telemarketing, bo w tym to ja się nie sprawdziłam, choć nie wykluczam, że w akcie desperacji pewnie robotę na słuchawce też bym przyjęła, ale na szczęście aż tak zdesperowana nie jestem.
Poza tym muszę trochę odgruzować bloga, usunąć to i owo, bo tylko miejsce zajmuje, a treści żadnej za sobą nie niesie. Nie, żeby ten wpis był jakiś wartościowy, wszak wiadomo, że nie jest, ale poczułam nagłą potrzebę skrobnięcia tu czegoś i proszę, możecie poczytać, jeśli najdzie Was ochota.
No dobrze, kończę, muszę mężu kanapki do pracy zrobić i dziecku ogarnąć jakieś odzienie do przedszkola.
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę Wam, kochani.

Kategorie
Takie tam różności

Armagiedon w Koszalinie

Hej hej, witajcie ludkowie mili.
Ostatnio o tym moim mieście dość głośno się robi, a może tylko tak mi się wydaje, że głośno, może wcale nie, ale do czego zmierzam, za jakąż to sprawą o Koszalinku miałoby być głośno? Spieszę z wyjaśnieniami:
po pierwsze primo: walący się wiadukt. Było to pewnie jakieś półtora miesiąca temu jak wiadukt wziął i runął. 🙂
Po drugie secundo: prezydent tego miasta dostanie podwyżkę i będzie zarabiał jeszcze raz tyle, co jest totalną niedorzecznością.
Po trzecie tercio: to u nas patodeweloperka szerzy się w najlepsze, gdyż deweloper zapowiedział wybudowanie małych kawalerek na wynajem, a najmniejsza z nich będzie liczyła … … … … uwaga uwaga: 2,5mkw.
Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka takich smaczków w tym mieście, lecz to o czym napisałam to nieledwie wstęp do dzisiejszych wydarzeń.
Zaznaczę tylko, że wczoraj nic tego nie zapowiadało, a gdy wracałam od znajomego masażysty, jedyne, co lekko padało to drobna mżawka i tyle.
Rano jednak obudziłam się w zgoła odmiennej rzeczywistości, bo Koszalin zasypał śnieg. To, że w ogóle leży, powiedziała Zuzia, patrząc przez okno. Wtedy nie wzięłam tego jakoś do siebie, wszak jest grudzień i śnieg nie powinien być niczym nadzwyczajnym. Gdy jednak wyszłyśmy do przedszkola, uświadomiłam sobie rozmiar białego puchu, którego było już chyba z 10cm i nadal padał.
Chwilę później otrzymałam powiadomienie z aplikacji zwanej mobilną kartą miejską, że ruch na drogach jest utrudniony, samochody stoją w korkach, a komunikacja miejska ma opóźnienia.
Nic to. Pomyślałam sobie, bo dopiero po południu miałam zaplanowane dalsze wyjście. Zuzia była na urodzinach u kolegów z przedszkola, tak gwoli wyjaśnienia.
Po jakimś kwadransie dostałam powiadomienie, że ruch komunikacyjny w mieście jest sparaliżowany. Nie wiadomo, śmiać się, czy płakać, szczególnie, że jeszcze nie tak dawno władze tego miasta chwaliły się, że Koszalin jest gotów na nadejście zimy, że mają 6,5mln zł na przeciwdziałanie jej skutkom. O, jakże się pomylili, zima znowu, proszę państwa, zaskoczyła drogowców.
Gdyby nie fakt, że jechałam z Zuzią na urodziny, pewnie wcale bym się nie przejęła. Nie ukrywam, że trochę się martwiłam jak to będzie z taksówkami i moje zmartwienia wcale nie były bezzasadne, bo nie dość, że czas oczekiwania wahał się między 20, a 30min, to jeszcze nigdzie nie można było się dodzwonić, bo albo mieli zajęte, albo nikt nie odbierał.
Ostatecznie jednak wszystko się udało, ale nie obyło się bez nerwów, szczególnie w drodze powrotnej. Dzieciaki pomęczone, chcą już do domu, a tu trzeba czekać na zimnie.
Podsumowując: jakie to czasy nastały, że kilka centymetrów śniegu potrafi sparaliżować całe miasto. No dobra, bo narzekam jak starowina jakaś, a mnie do tego stanu jeszcze trochę daleko.
No to trzymajcie się ciepło i bądźcie grzeczni, żeby Mikołaj do was przyszedł.

EltenLink