Kategorie
Zuzankowe wpisy

Trudne pytania cz. 2

Wczoraj młoda znów zagięła mnie kilkoma interesującymi pytaniami, ale też zaczyna wyciągać wnioski. Wprawdzie są to dziecięce rozważania na miarę prawie 6-latki, ale niektóre ciekawe i powiedziałabym – mające sporo sensu.
I tak, zapytała np. "Dlaczego serce bije"? Wyjaśniłam więc, że pompuje krew do organizmu, a jej nasunęło się wtedy takie oto stwierdzenie: "jak przestanie bić to krew nie będzie płynąć?".
Kolejne, dość drastyczne: "Co się stanie jeśli rozetniemy brzuch?". Hm, musiałam wznieść się na wyżyny subtelności, żeby kwestię wyjaśnić.
Oczywiście nie obyło się też bez pytań natury religijnej: "Skoro Pan Bóg stworzył świat, to Pan Jezus mu w tym pomagał?". Zapadła cisza wypełniona odrobiną konsternacji z mojej strony, ale młoda sama sobie dopowiedziała: "Przecież Pana Jezusa nie było wtedy na świecie".
Najlepsze jednak zostawiłam na koniec. Mała poruszyła temat wody, więc tłumaczę jej, że ludzki organizm w 70 procentach składa się właśnie z wody, a Zuza taki wniosek wysunęła: "Przecież bylibyśmy cali mokrzy". Nie powiem, zrobiła mi tym dzień.

Kategorie
Jak Katarzyna sobie w kuchni poczynała - czyli moje pierwsze kroki w gotowaniu.

03.11.2014

Tę datę pamiętam dlatego tak dobrze, gdyż tego dnia postanowiłam ugotować mój pierwszy obiad. Wymyśliłam makaron z sosem. Uznałam, że jak na początek nie będzie to jakoś wybitnie skomplikowane danie. Pewnie prościej byłoby zacząć od zupy, ale trzeba wam wiedzieć, że mój ukochany ma do zup za długie zęby – a mówiąc najprościej, cóż, nie lubi w zasadzie żadnych zup.
Oczywiście mogłam iść na łatwiznę i zaserwować sos ze słoika, ale moja ambicja wykraczała ponad gotowca, który wystarczy w garze zagotować.
Z wielkim entuzjazmem zabrałam się do pichcenia, sama ciekawa co z tego wyjdzie. W międzyczasie wykonałam ileś tam telefonów do mamy, a ona cierpliwie dawała mi wskazówki.
Przygotowałam sobie miejsce pracy, pokroiłam cebulę, podsmażyłam, przecisnęłam czosnek przez praskę, dodałam do cebuli, a później dorzuciłam mięso mielone, pozwoliłam mu się lekko podsmażyć i podlałam wodą, czymś tam przyprawiłam i pyrkało sobie to to na gazie.
Okazało się jednak – co zauważyłam odrobinę za późno, że wody wlałam trochę za dużo i rzadkie się zrobiło. No więc dawaj kombinować z zagęszczaniem mąką. Sos owszem, zgęstniał, ale smakował mącznie i ogólnie to praktycznie jak typowa pomidorówka.
Mąż jednak zjadł i nawet nie narzekał, ostatecznie wiedział, że był to mój debiut, bądź co bądź. Zjeść się dało, ale mimo, iż moglibyśmy jeść to dnia następnego, to machnęłam ręką i wyjęłam bigos od mojej rodzicielki. Ostatecznie jego pozostawało tylko podgrzać, a z ugotowaniem ziemniaków problemów nie miałam już od dawna. 🙂

Kategorie
Jak Katarzyna sobie w kuchni poczynała - czyli moje pierwsze kroki w gotowaniu.

Kilka słów na początek.

Dawno, dawno temu nie śniło mi się nawet, że kiedykolwiek ugotuję coś bardziej skomplikowanego niż ziemniaki. Spytacie skąd to przeświadczenie? Ano, moja rodzicielka nie bardzo chciała wpuścić mnie do kuchni, żebym podjęła próby zgłębiania tajników sztuki kulinarnej. Owszem, kilka razy coś tam przebąkiwałam, że w zasadzie mogłabym, że jak coś to ja chętnie obiad ugotuję, ale odpowiedź zazwyczaj była jedna: "Jeszcze się w życiu nagotujesz".
Na tak postawioną sprawę, wzruszałam jedynie ramionami i dawałam sobie spokój, bo nie było to coś, czego za wszelką cenę pragnęłam się nauczyć.
Mój jedyny obowiązek, poza robieniem sobie i mamie kawy od czasu do czasu, polegał na gotowaniu ziemniaków, gdy rodziciele byli w pracy. Ach, obieranie również należało do mnie, tak gwoli ścisłości.
Czasem pokroiłam warzywa na sałatkę czy tam ciasto zakręciłam robotem of course, ale w zasadzie to byłoby na tyle.
Jak już wspomniałam, nie dążyłam do pojęcia praktycznego aspektu gotowania. Podstawy teoretyczne miałam, a jakże, ale w praktyce? W praktyce byłam zielona jak szczypior na wiosnę.
Doszłam wtedy do wniosku, że ja chyba gotowania nie polubię i w zasadzie nie pomyliłam się jakoś znacząco – rzeczywiście, nie jest to moja ulubiona czynność.
Często twierdzę, że gotuję, bo muszę, żeby małżowi i dziecięciu żarełko zapewnić. Inna sprawa, że moja brzydsza połowa, cóż, jego generalnie lepiej ubierać niż żywić, więc wiecie, on mógłby jeść mielone i schabowe naprzemiennie, a ja, ja nie. Lubię próbować nowych potraw i, co ciekawe, lubię je przyrządzać. Problem w tym, iż mąż i córa nie podchodzą zbyt optymistycznie do tych moich poczynań. I nie, nie gotuję niezjadliwie, a przynajmniej teraz, bo początkowo, cóż, ale to temat na inny wpis.
Nie lubię monotonii w kuchni, to chyba tak można określić, za to uwielbiam różnorodność, ale problem w tym, że dla samej siebie z reguły mi się nie chce przygotowywać wymyślnych potraw, ostatecznie sama musiałabym je konsumować.
Ogólnie jednak rzecz ujmując to mimo, iż za tradycyjnymi kotletami nie przepadam, to eksperymenty jak najbardziej lubię i czasem, sama dla siebie, na poprawę humoru, coś tam sobie upichcę i mam też cichą nadzieję, że uda mi się młodą zachęcić do próbowania nowych rzeczy, bo w kwestii męża, cóż, straciłam wszelką nadzieję, ale żebyście sobie nie myśleli, że jakoś mi z tym źle. Nie, tego akurat powiedzieć nie mogę, trafił mi się wybredny egzemplarz, a jak to mówią, jeśli nie możesz czegoś zmienić, to spróbuj to polubić.

Kategorie
Jak Katarzyna sobie w kuchni poczynała - czyli moje pierwsze kroki w gotowaniu.

O kategorii.

Dziś, gotując obiad, doznałam swojego rodzaju natchnienia, że może warto byłoby pokazać jak poczynałam sobie w kuchni, a tym samym udowodnić, że nawet stare, ponad 30-letnie baby, mogą ogarnąć tajniki sztuki kulinarnej.
Bo wiedzieć wam trzeba, że samodzielnie gotować zaczęłam po 30-stce, będąc już na swoim.
Tyle tytułem wstępu. Oczekujcie na kolejne wpisy, bo możliwe, że dziś wieczorem coś w tym temacie się pojawi.

EltenLink