Kategorie
Moja twórczość

Rozdział trzy – Elhim.

Nie powiem, bo tym razem pisało się dość ciężko. A dlaczego? Pisać raczej nie muszę, wszak każdy wie zapewne. Z drugiej jednak strony doszłam do wniosku, że porzucając swoje pasje i to, co robimy, nie przyczynimy się do poprawy sytuacji, a skoro poprzez takie czy inne działania możemy się oderwać, to dlaczego tego nie zrobić? Przecież pomoc możemy nieść w inny sposób.
No dobrze, to teraz oddaję głos moim bohaterom.

Rozdział trzeci
Elhim

Drobne gałązki pękały pod stopami Elhima. To jak łamanie kości. Pomyślał książę i uśmiechnął się. Lubił patrzeć na cierpienie innych, ale jeszcze bardziej uwielbiał je zadawać.
Pierwszy raz zabił mając dwanaście lat i od tamtej pory stało się to jego nową pasją.
Poza tym zabijał głównie niewolników i swoje liczne kochanki, choć nie wszystkie, jak na razie jedną zostawił przy życiu, gdyby nie fakt, że była z nim w ciąży, pewnie też by się jej pozbył.
Nie wykluczał jednak, że tak właśnie postąpi, pozbędzie się balastu w dogodnym momencie. Dziecko i tak wychowa jego matka, nie pozwoli, żeby te północne idiotki miały jakikolwiek wpływ na rozwój potomka.
Jego uwagę zwrócił jakiś ruch na prawo. Uśmiechnął się. Pierwsza ofiara schwytana.
Gwizdnął przeciągle, przywabiając Sworę ulubionych psów. Zdecydował, że pozwoli im zająć się pojmaną zwierzyną.
Psy zaczęły szczekać i węszyć, szczerząc kły.
Elhima ogarnęło zadowolenie gdy zobaczył wiszącą tuż nad ziemią kobietę. Była to ta sama niewolnica, która wzbraniała mu wejść do komnat jego nałożnicy.
Książę podszedł do niej powoli i spojrzał na nią z góry.
– Panie, błagam. –
Niewolnica zanosiła się płaczem, lecz on był obojętny na czyjekolwiek łzy, ba, takie mazgajenie się irytowało mężczyznę.
Zbliżył się do niej i kopnął ją w twarz. Jego oblicze rozjaśnił uśmiech, usłyszawszy pękające kości. Z nosa ofiary pociekła krew, zalewając jej oczy.
Ofiara krzyknęła, lecz oprawca tylko się roześmiał, a kilka minut później psy rozszarpały jej gardło.
Mężczyzna jeszcze chwilę przyglądał się jak jego Swora pożywia się ludzkim mięsem. Zasłużyły sobie na odrobinę rozrywki. Patrzył na nie z dozą czułości i ciepła, tak, jak nigdy nie patrzyłby na niewolników, czy też ludzi w ogóle.
Chwilę później dołączyli do niego kompani, przyjaciele z lat dziecięcych, Urah i Amir. Obaj uśmiechali się szeroko. Dopiero wtedy zauważył, że za sobą ciągną troje pojmanych niewolników, dwóch młodych chłopców i dziewczynę.
– Próbowali uciec, wydawało się im, że mogą nas wywieść w pole, rozumiecie? Nas. –
Urah śmiał się do rozpuku, poklepując się po udach.
– Dobra robota, bracie. –
Powiedział z uznaniem książę, klepiąc przyjaciela po ramieniu.
Psy zakończyły ucztę, lecz ich wzrok padł na nowo przybyłe ofiary.
– Nie tym razem, moje kochane. –
Młody mężczyzna pogłaskał największego psa i wezwał niewolnika opiekującego się psiarnią.
Oczy księcia rozbłysły, a psiarczyk struchlał, bo pojął co planuje jego pan.
– Bierzcie go. –
Psy, rządne krwi, opadły nową ofiarę, a Elhim pławił się w jej krzykach. Pozwolił sobie na chwilę rozkoszy, ich nieludzkie wrzaski sprawiały, że czuł się mocniejszy, to było coś, co powodowało że nie był tylko jednym z wielu synów swojego ojca, w tym momencie miał siłę i władzę nad innymi.
Dzień chylił się ku końcowi, a wysokie drzewa rzucały coraz dłuższe cienie. Las zaczynał pogrążać się w mroku.
– Rozpalmy ogień i zjedzmy coś. –
Zaproponował Urah, przywiązując niewolników do drzewa.
– Doskonały pomysł, przyjacielu, zjemy, wypijemy trochę wina i zabawimy się. –
Książę był rad, zgłodniał już, a i napić się też miał ochotę.
Urah odszpuntował bukłak z winem i podał go księciu. Ten pociągnąwszy długi łyk, beknął przeciągle.
Lekki wiatr zaszemrał w listowiu, a jego lodowaty podmuch sprawił, że Elhim owinął się płaszczem. Z niecierpliwością przyglądał się Amirowi, który usiłował wzniecić ogień.
– Przydałby się jakiś obdarzony, nie musiałbym męczyć się z rozpalaniem. –
Sarknął, usiłując rozdmuchać płomień.
– Poczekaj bracie, jak zostanę sułtanem będę ścigał obdarzonych jak innych, w końcu są takimi samymi ludźmi jak pozostali, nie ma więc powodu, żeby mieli jakiekolwiek przywileje. –
Obaj kompani przyklasnęli jego słowom, najwidoczniej ściganie obdarzonych im też się spodobało.
Las pogrążył się w ciemności i gdyby nie ogień, książę nie widziałby wiele.
– Co zrobimy z tamtą trójką? –
Spytał Urah, wskazując kciukiem na przywiązanych do drzewa ludzi.
Elhim mlasnął językiem z zadowoleniem.
– Z dziewczyną możemy się zabawić, a z nimi. –
Umilkł, próbując oś wymyśleć.
– Na razie niech patrzą, później się zobaczy. –
Dodał zadowolony, że wpadł na tak doskonałe rozwiązanie.
– Ty pierwszy książę? –
Spytał Urah, odwiązując dziewczynę, która zaczęła krzyczeć i wierzgać.
– Chętnie ją poskromię. –
Elhim przejął inicjatywę, uciszywszy niewolnicę kopniakiem w brzuch.
Gubernator Tessal rzucił się na dziewczynę z taką pasją, że kilka pchnięć wystarczyło, by dziewczyna zaczęła silnie krwawić.
Zatracił się w gwałcie, zapominając o całym świecie, dopiero Amir odważył się mu przerwać.
– Elhimie, przybył niewolnik z pałacu. –
Początkowo książę nie zarejestrował słów przyjaciela, dotarło do niego dopiero po chwili, że ktoś, coś mówił.
– Co? –
Uniósł się na rękach. Dziewczyna pod nim zaczęła się wić, lecz nie zwrócił na to uwagi.
– Przybył niewolnik z pałacu, twoja matka, panie, go przysłała z wiadomością, że masz syna. Sułtanka prosi też, byś raczył wrócić, by zobaczyć potomka. –
Elhim był tak zamroczony, że zgodził się, choć w innych warunkach mógłby wpaść w szał, że ktokolwiek mu przerywa.
Puścił ofiarę, a ona odpełzła pod drzewo, łkając po cichu. W powietrzu unosiła się metaliczna woń krwi.
– Wracamy, ale zostawcie tu psy, niech mają trochę uciechy. –
Powiedział, naciągnąwszy spodnie.
– Chociaż mam pomysł, odwiążcie tych niewolników. –
Amir spojrzał na przyjaciela z konsternacją.
– Mam pomysł, pozwolimy im uciec. –
Wyjaśnił książę, uśmiechnąwszy się paskudnie.
– Ale panie, jak to? –
Urah był równie zbity z tropu, bo gapił się na księcia z szeroko rozwartymi ustami.
– Zaraz zobaczycie. –
Amir odwiązał niewolników, nie szczędząc im razów.
– Uciekajcie, no już! –
Krzyknął książę, a im nie trzeba było dwa razy powtarzać. Trójka ludzi pobiegła w głąb lasu, prosto w nieprzeniknioną ciemność.
– Naprawdę chcesz ich puścić, panie? –
Spytał Amir z niedowierzaniem.
– Żartujesz? Wy dwaj zostaniecie w lesie i za dwie godziny puścicie za nimi psy, niech mają jeszcze trochę zabawy. –
Obydwóm mężczyznom mina zrzedła, nie mieli ochoty bezczynnie tu siedzieć. Zrozumiał. Podrapał się po głowie.
– Weźcie sobie jego i zróbcie z nim co chcecie, a ja wracam do zamku. –
Powiedział wskazawszy kciukiem młodego posłańca i wskoczywszy na konia.
Ostatnia rzecz, którą usłyszał, był wrzask męczonego niewolnika.
Gdy przybył do pałacu, matka na niego czekała.
– Ilu tym razem wykończyłeś? –
Spytała, posławszy mu beznamiętne spojrzenie.
– Niech pomyślę, pięcioro, tego, którego wysłałaś z wiadomością, zostawiłem Urahowi i Amirowi, żeby się też zabawili. –
Sułtanka nic nie powiedziała, lecz on poczuł się nieswojo. Zawsze tak czuł się przy tej kobiecie. Miał wrażenie, że matka w gruncie rzeczy nim pogardza. Chętnie by się jej pozbył, ale dobrze wiedział, że zostałby przeklęty, gdyby ją zabił.
Inna sprawa, że mógłby ją odesłać do ojca, nie mogłaby się sprzeciwić jego woli, gdyby tak postanowił.
– Wykąp się, hamam jest już gotowy. –
Rzuciła, odchodząc.
Poczuł się jak śmieć pod wpływem jej wzroku i nienawidził się za to. Nigdy nie lekceważył
jej próśb. Wolał myśleć, że są to prośby, a nie rozkazy, choć nazywanie ich w ten sposób to był czysty eufemizm.
W kąpieli usługiwały mu trzy śliczne niewolnice. Miał wielką ochotę zabawić się z nimi, doszedł jednak do wniosku, że może zrobić to później.
– Chcę, żebyście przyszły w nocy do moich komnat. –
Powiedział, przywdziewając szaty.
– Wszystkie. –
Dorzucił, nie zauważywszy żadnej reakcji. Dostrzegł na ich twarzach przerażenie, ale nie przejął się tym specjalnie, w końcu od tego były, aby zaspakajać jego potrzeby i fantazje.
Matka czekała na niego w salonie kawowym, a obok niej stała młoda rudowłosa kobieta. Nowa niewolnica? Nie, z pewnością ta niewolnicą nie była.
– Masz syna, powinieneś iść go zobaczyć, a poza tym ktoś musi zanieść informację twojemu ojcu, powinien wiedzieć, że urodził się jego pierwszy wnuk. –
Matka wyglądała na dumną, lecz stojąca obok niej kobieta sprawiała odmienne wrażenie, na jej twarzy malował się strach i cierpienie, niewykluczone więc, że sułtanka, chcąc skłonić ją do wykonania swoich rozkazów, mogła ją ubiczować.
– Przynieś tu dziecko. –
Rzuciła do niewolnicy stojącej za drzwiami.
Dziewczyna odeszła szybkim krokiem ku komnatom nałożnicy.
– A ty, obdarzona, przeniesiesz się do Adei i poinformujesz sułtana o narodzinach jego wnuka. –
Jego matka spojrzała na kobietę, a w jej dłoni zmaterializował się bicz.
Młoda obdarzona skinęła tylko głową, zacisnąwszy mocno szczęki.
Elhim musiał stwierdzić, że była naprawdę ładna jak na Hakobriankę, być może zawdzięczała to złocistorudym włosom, a może swojej magii.
W drzwiach salonu stanęła niewolnica z noworodkiem na rękach.
Sułtanka przywołała ją skinieniem dłoni i odebrała jej dziecko, a dziewczyna wycofała się na swoje miejsce.
– Elhimie, to jest twój pierwszy syn. –
Powiedziała matka podniosłym tonem. Książę spojrzał na dziecko, lecz nie wzbudziło ono w nim żadnych uczuć. Dziecko to dziecko, tyle. Chłopiec nawet nie był do niego podobny, urodę miał typowo północną. Był tak samo bezbarwny jak jego matka, która owszem, miała w sobie coś pociągającego, ale brakowało jej wyrazistości.
– Dziecku trzeba nadać imię i to jest twoje zadanie, Elhimie. –
Odezwała się sułtanka. Książę zmrużył oczy w namyśle. Imię dla małego księcia.
Nie miał pojęcia jak ma nazwać to małe, pomarszczone niemowlę. Dlaczego ono przypomina tych północnych mięczaków? Powinno być podobne do niego, mieć ciemną czuprynę, czarne jak węgle oczy i oliwkowy odcień skóry.
Podrapał się w policzek i sapnął z irytacją.
Nie miał żadnych uczuć dla potomka, ten chłopiec był mu całkowicie obojętny.
Popatrzył na jego małą buzię. Najchętniej oddałby noworodka swoim psom. Nie obchodziło go, że to jego syn, dziedzic tronu, przecież mógł mieć mnóstwo innych dzieci.
Sułtanka spojrzała na niego ponaglająco.
Wzdrygnął się. No tak, jako ojciec musiał nadać mu imię, tylko jakie.
– Może Noah, po jego wielkim dziadku. –
Matka skinęła głową, akceptując wybór.

EltenLink