Kategorie
Moja twórczość

Rozdział drugi: Anas

Przyznam, że mając plan, pisze mi się zdecydowanie lepiej, na razie tyle mogę powiedzieć.

Rozdział drugi.
Anas

Anas Mazhar stanął przed zwierciadłem i dotknął palcem srebrzystej tafli, która przyzywała i zachęcała, by skorzystać z jej cudownych właściwości. Najmłodszy syn sułtana Noaha nie spieszył się z przejściem, stał więc i gapił się we własne odbicie.
Kwadrans temu Safiye, jego wychowawczyni i nauczycielka magii powiedziała, że ojciec chce się z nim pilnie widzieć. Niestety, sama obdarzona nie wiedziała o co chodzi, lecz nakazała mu pośpiech.
– Książę, nie godzi się, by sułtan czekał, aż raczysz się zjawić przed jego obliczem. –
Ofuknęła go, zauważywszy, jak się ociąga.
Tafla adeańskiego zwierciadła zmatowiała, stając się portalem. Anas nie znosił teleportacji, choć niechętnie przyznawał, że był to praktyczny sposób podróżowania, gdyż pozwalało zaoszczędzić mnóstwo czasu.
Mimo tych zalet młodzieniec korzystał ze zwierciadeł tylko wówczas, gdy miał do załatwienia jakieś nagłe sprawy, takie jak Dziś rano, że natychmiast ma się zjawić w pałacu w Adei.
Co też sułtan mógł chcieć od najmłodszego potomka? Ta myśl nie dawała chłopakowi spokoju.
Postąpił krok i wszedł w migotliwy portal. Najpierw poczuł się tak, jakby przechodził pod strumieniem lodowatej wody i już samo to sprawiało, że korzystanie ze zwierciadeł było nieprzyjemne.
Po chwili jednak przestrzeń wokół Anasa jakby się zagięła, łącząc ze sobą dwa odległe punkty, jakby ktoś umieścił go między dwiema parami drzwi, z których jedna naciskała na jego plecy, popychając go na te, które były przed nim. Miał wrażenie, że zamykająca się wokół niego przestrzeń zgniecie go i zmiażdży lodowatym podmuchem.
Cały proces trwał dosłownie mgnienie oka, lecz on czuł się tak, jakby spędził tam wieczność.
Gdy wyłonił się po drugiej stronie, znalazł się przed pałacem ojca w Adei.
Przestrzeń nagle jakby go wypluła, na ścieżkę biegnącą ku okazałemu budynkowi.
Anas zachwiał się, lecz odzyskawszy równowagę, ruszył niepewnym krokiem.
Wiedział, że przypłaci tę podróż silnym bólem głowy, na który nie pomogą żadne magiczne mikstury uśmierzające ból.
Każdy, kto choć raz podróżował w ten sposób wiedział, że jakoś przyjdzie mu za to zapłacić.
I tak na przykład wiedział, że obdarzona Safiye, podróże przypłacała silnymi zawrotami głowy, a Obdarzony Zafaar miewał problemy z układem pokarmowym.
Książę czuł jak powoli za oczami rodzi się ból, który będzie trwał całe godziny, zanim samoistnie odpuści.
Obiecał sobie, że nie wróci do Dalharu przez zwierciadło, woli już przebyć pustynię niż po raz kolejny cierpieć.
W hallu czekał na niego niewolnik, który padł na twarz, widząc księcia.
Anas westchnął zrezygnowany. Już tyle razy ich prosił, żeby nie robili tego, ale do nich jego prośby nie docierały.
Nienawidził, gdy inni ludzie traktowali go niemal jak Boga.
Anas nie był swoim ojcem i nie wymagał od niewolników takiego poniżania się.
– Wstań. –
Powiedział, pocierając oczy.
Spojrzał na niewolnika. To był jeszcze chłopiec, ile mógł mieć lat? Trzynaście? Czternaście?
– Sułtan czeka, panie. –
Wyjąkał chłopak.
– Chodźmy zatem. –
Anas posłał mu znużony uśmiech i podążył za niewolnikiem.
Pałac był wyjątkowo cichy, nie słyszało się tu zwyczajnego gwaru robionego przez ludzi.
Jedynie niewolnicy przemykali tak, aby być niewidzialnymi dla swoich panów.
Książę podążał posłusznie za swoim przewodnikiem, aż ten poprowadził go do pałacowych ogrodów, a następnie do małego drewnianego budynku ukrytego za gęstym żywopłotem.
Anas rozumiał coraz mniej. To, po co ojciec go wezwał musiało być wyjątkowo tajemnicze, gdyż normalnie nie spotykałby się poza murami pałacu.
– Sam wejdź, panie. –
Niewolnik pokręcił głową, nie kończąc. Anas skinął mu ręką i uchylił drzwi.
– Wracaj do swoich spraw. –
Odprawił chłopaka, nie patrząc w jego kierunku. Upewnił się tylko, że chłopiec odchodzi, usłyszawszy jego kroki na żwirowej alejce.
Uchylił drzwi na tyle, by móc niepostrzeżenie wśliznąć się do środka.
Głowa bolała go coraz bardziej, a przez to dłużej trwało przyzwyczajenie się oczu do panującego półmroku.
Pobrał odrobinę mocy i utworzył magiczne światło, posyłając je nad swoją głowę. Odnalazł właz, uniósł klapę i zaczął schodzić po drabinie w dół.
W nozdrza uderzył go zapach wilgoci, pleśni i mysich odchodów.
Kiedy stanął na ziemi posłał przed sobą kulę światła, by wskazywała mu drogę.
Dostrzegł ojca w niewielkiej niszy. Sułtan stał z założonymi rękami. Obok niego w uchwycie w kształcie ludzkich dłoni tkwiła pochodnia.
– Witaj, ojcze. –
Głos Anasa zabrzmiał dość słabo. Ból głowy coraz bardziej się nasilał, powodując, że dopadły go nudności.
– Jesteś, Anasie, dobrze. –
Młodzieniec przypatrzył się ojcu. Ten wyraźnie się postarzał, choć nie miał jeszcze pięćdziesięciu lat, to miał sporo siwych włosów, zmęczoną, szarą twarz, oraz zmarszczki wokół ust i oczu.
Ile lat nie widział ojca? Pięć, a może więcej.
Sułtan częściej przebywał w Adei, wychowanie najmłodszego syna zostawiając Safiye i Zafaarowi, a także jego babce, która jednak zmarła przed trzema laty.
Matki młodzieniec nie znał i był to temat tabu. Zapytał o nią raz, za co w odpowiedzi babka go zbeształa, poza nią nie znał nikogo, kto mógłby cokolwiek wiedzieć, choć prawda, był jeszcze ojciec, ale książę nie miał odwagi, ten mężczyzna go onieśmielał.
– Zmężniałeś, synu, Zafaar mówi, że jesteś bystry, pojętny, a do tego masz zdolności przywódcze, które starałeś się ukrywać. –
Książę zrobił zdumioną minę, bo Zafaar częściej go ganił niż chwalił.
– Dlaczego mnie wezwałeś, panie? –
Sułtan zaśmiał się ponuro.
– W istocie, dobrze cię wyszkolili. –
Anas zaczął skubać połę szaty, chcąc pokryć zmieszanie wywołane zachowaniem ojca.
– No dobrze, przejdźmy zatem do rzeczy. –
Sułtan rozchylił przepierzenie i zaprosił syna do małego pomieszczenia, w którym stał stół z nieheblowanego drewna i dwa pieńki zamiast siedzeń.
Władca usiadł, a młodzieniec poszedł w jego ślady.
Starszy mężczyzna złożył dłonie w daszek i zmierzył syna uważnym spojrzeniem.
– Tak, sądzę, że to będzie właściwy wybór, choć niesie za sobą niebezpieczeństwo i zagrożenie dla ciebie, ale też dla mnie nijako przy okazji. –
Mruczał sułtan, jakby chciał upewnić się, że cokolwiek sobie zamyślił, podjął słuszną decyzję.
Młodzieniec kręcił się na niewygodnym siedzeniu, lecz też zaczął tracić cierpliwość, do tego ból głowy niczego nie ułatwiał.
Władca jakby się otrząsnął i wrócił do rzeczywistości.
– Widzisz synu, muszę podjąć trudną, lecz ważną decyzję, choć zasadniczo powinienem zostawić sprawy własnemu biegowi, tak przynajmniej nakazuje prawo ustanowione przez moich przodków. –
– O czym ty mówisz, ojcze? –
Młodzieniec przerwał władcy, tracąc resztki cierpliwości.
– Mówiąc krótko, wyznaczam cię na mojego następcę. –
Wyznał starszy mężczyzna.
Anas otworzył usta ze zdumienia i siedział tak, nie zważając jak głupkowato musi wyglądać.
– Nie spodziewałeś się tego, co? –
W oczach ojca pojawiło się rozbawienie.
– Nie. –
Odpowiedział krótko książę.
– To jest moja ostateczna decyzja. –
Kategorycznie oznajmił władca.
– A moi bracia? Są starsi i z pewnością bardziej nadają się do piastowania tak odpowiedzialnego stanowiska. –
Był do tego stopnia oszołomiony, że nawet nie odnotował momentu, w którym zaczął sprzeciwiać się ojcowskiej woli.
– Oni aż palą się do władzy. –
Rzekł starszy mężczyzna z niechęcią.
– Władzy mój synu, nie powinno się pragnąć. Ten, kto chce rządzić nie będzie dobrym władcą, rozumiesz? –
Anas pokiwał głową, choć nie był pewien czy właściwie pojmuje.
– Uważasz więc, że będę lepszym sułtanem od nich? –
Spytał niepewnie. Jego ojciec milczał dłuższą chwilę, a chłopak był przekonany, że nic już nie powie.
– To się okaże, ale masz oznaki dobrego władcy, mniemam więc, że poradzisz sobie. –
– No nie wiem. –
Mruknął książę, lecz jego ojciec zdawał się tego nie zauważyć.
– Tak czy inaczej, od tej pory jesteś moim następcom i powinieneś udać się do Tessal, by tam objąć rządy. –
Oczy młodzieńca rozszerzyły się na myśl o spotkaniu starszego brata i jego demonicznej matki. Anas od dziecka bał się Elhima i Nuali, a szczególnie jej. Jego starszy brat był dość tępy, a jedyne, co posiadał to brutalna siła, natomiast Nuala stanowiła całkowite przeciwieństwo syna.
– Na razie jednak zostaniesz tu, w Adei, chcę, żebyś zaczął się uczyć rządzenia, a w następnej kolejności rozważę przekazanie Tessal w twoje ręce. –
Oznajmił sułtan i podniósł się z westchnięciem.
Mężczyźni opuścili miejsce tajemnic i udali się do salonu kawowego, gdzie niewolnica już parzyła ulubioną kawę jego ojca.
Gdy tylko przekroczyli próg komnaty, kobieta rzuciła się na twarz przed swoim panem.
– Wstań, Kari. –
Rzekł władca, a ona podniosła się z gracją. Książę przyjrzał się dziewczynie, która mogła mieć koło dwudziestu lat.
– Kari jest moim podarunkiem dla ciebie, synu. –
Oznajmił jego ojciec, a niewolnica skłoniła głowę przed Anasem.
Młodzieniec czuł się zmieszany, ale zadowolony, uroda tej młodej kobiety cieszyła jego oczy, jednocześnie nie mógł wyzbyć się niesmaku, że ojciec podarował mu ją tak, jakby była przedmiotem, towarem, którym można dowolnie rozporządzać według woli właściciela.
– Dziękuję, ojcze, Kari zaiste jest piękna. –
Powiedział z uznaniem. Niewolnica nalała kawy do dwóch filiżanek, a Anas z lubością upił łyk.
– Doskonała. –
Wymruczał z zadowoleniem.
Sułtan dość szybko rozprawił się ze swoją filiżanką. Otarł usta wierzchem dłoni i oznajmił, że wraca do swoich zajęć.
– Kari, zajmij się księciem. –
Rzucił odrobinkę zbyt mocno, według młodego mężczyzny, rozkazującym tonem i oddalił się pospiesznie.
Anas jeszcze raz popatrzył na niewolnicę. Złocistobrązowe włosy opadały na plecy, a piwne oczy lśniły w trójkątnej twarzy. Musiał też przyznać, że wzrok dziewczyny był bystry, nie tak jak u większości, zastraszony i zgaszony.
– Mój ojciec dobrze cię traktuje? –
Spytał, nie wiedzieć po co.
– Tak, mój książę, sułtan Noah jest dobrym panem dla swoich niewolników. –
Odparła, rumieniąc się delikatnie.
– Czy mój pan czegoś sobie życzy? Może przygotować kąpiel? –
Przejęła inicjatywę, co spodobało się świeżo upieczonemu następcy tronu.
– Tak, poproszę, ale najpierw wymasuj mi skronie, ode tych podróży magicznych przez zwierciadła zawsze boli mnie głowa. –
Dziewczyna z ochotą przystąpiła do zadania. Dłonie miała miękkie i delikatne, nietrudno więc było się domyśleć, że do jej obowiązków nie należało sprzątanie i pranie.
– Od dawna jesteś w pałacu? –
Spytał, chcąc nawiązać z nią bliższą więź.
– Od roku. Wcześniej byłam wolną kobietą, lecz ojciec sprzedał mnie za butelkę gorzały od co. –
Wyznała. W jej głosie Anas usłyszał gorycz, co rozumiał, żadne dziecko, nieistotne, córka czy syn, nie chciałoby być sprzedane do niewoli przez własnego rodzica.
– Chciałabyś odzyskać wolność? –
Dziewczyna zatrzymała dłonie, słysząc jego pytanie.
– Oh, książę. –
Nic więcej jednak nie powiedziała, lecz wróciła do przerwanej czynności.
Anas jednak w jednej chwili postanowił, że gdy tylko nadarzy się okazja, zwróci Kari wolność.

7 odpowiedzi na “Rozdział drugi: Anas”

Interesujące. Dopiero dziś przypomniałam sobie o twojej twórczości i wróciłam, jak widać. Kari… Brzmi znajomo, hehe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink