Kategorie
Moja twórczość

Rozdział pierwszy – Falina

Świeżutko napisany i coś tam poprawiony.
Zamysł jest taki, że każdy rozdział będzie poświęcony innemu bohaterowi i będzie opowiadany z jego perspektywy.
Rozdział pierwszy.
Falina
15 lat po podboju Hakobrii.
Tessal, niegdysiejsza stolica Imperium Hakobrii, było miejscem pełnym kontrastów, z jednej strony tętniło życiem, lecz z drugiej, było ponure i pełne cierpienia, gniewu i bólu. Mimo, że samo w sobie miało swój urok, nie było wolne od groteski przejawiającej się w architekturze. Obok pałacyków i budynków wybudowanych w starym stylu, w niebo wznosiły się strzeliste wieże minaretów. Falina uważała, że jest to dość osobliwe połączenie, które raczej szpeciło piękne dawniej miasto, niż poprawiało jego urodę. W Tessal wszędzie czuło się cierpienie, a dla obdarzonej dziewczyny każdy kamień krzyczał w niemym cierpieniu.
Ludzie tłoczyli się na bazarach i targowiskach, hałaśliwie oferując swoje produkty, a obok niewolnicy trudzili się przy ciężkiej ponad miarę pracy.
W powietrzu unosiła się woń przypraw z dalekiego Dalharu, kwiatów i jedzenia, ale także mniej przyjemne – żywych zwierząt, rynsztoka i brudu i śmierci, mnóstwa śmierci, wszak nikt nie przejmował się niewolnikiem umierającym z wycieńczenia i wyczerpania.
Falina dusiła się w tym mieście, lecz nie mogła całego życia spędzić na pustyni.
Tak powtarzała samia, jej przybrana matka.
– Powinnaś przenieść się do miasta, pustynia nie jest miejscem dla młodych dziewcząt, nawet jeśli te są obdarzonymi. –
Mówiła, głaszcząc jej złotorude loki.
Ostatecznie więc usłuchała starszej obdarzonej i przybyła do Tessal, mając w pamięci fakt, że wiele lat temu tu mieszkała.
Myślała, że stolica Hakobrii wzbudzi w niej jakieś pragnienia, lecz tak się nie stało, a jedyne, co się w niej obudziło to smutek i żal za utraconym życiem i cierpienie wszystkich tych nieszczęśników zmuszanych do pracy na rzecz najeźdźcy.
Falina coraz częściej żałowała, że dała się namówić Samii na opuszczenie pustyni, którą z czasem nauczyła się kochać na swój dziwny sposób.
W Tessal mieszkała już od roku i nie przywykła do tego miasta, a tak po prawdzie to tylko szukała pretekstu by wrócić do przybranej matki.
Jeszcze chwilę pokręciła się po zatłoczonych ulicach i skręciła do apteki mistrza Gelera, musiała uzupełnić kończące się zapasy ziół, niezbędnych do sporządzania lekarstw i naparów pomocnych przy porodach.
Falina w ciągu wielu lat wyszkoliła się na akuszerkę, ucząc się pod czujnym okiem starej położnej, prowadzącej pustelniczy tryb życia. Samia natomiast uczyła ją posługiwania się magią, którą falina kochała. Magia była tym, czego najeźdźca nie mógł jej odebrać. Magia należała tylko do niej, a wreszcie dzięki niej młoda Hakobrianka była wolna, a wrodzy Dalharyjczycy nie mieli prawa do uciskania i poniżania jej.
W porównaniu do swoich rodaków, Falina wiodła całkiem spokojne i dobre życie, choć czasem ono wywoływało u niej poczucie winy, które pojawiało się zawsze, gdy tylko zobaczyła jakiegoś niewolnika.
Samia natomiast nie mówiła jej wiele o swojej przeszłości, ale Falina wiedziała, że kobieta skrywa jakiś sekret, o którym nie chciała mówić, a ona nie naciskała, wiedziała, że jej przybrana matka nic nie powie. Falina pokochała tę kobietę, która okazała jej tyle miłości i czułości i choć sama była Dalharyjką, nigdy nie dała dziewczynie odczuć, że jest gorsza tylko dlatego iż w jej żyłach płynie hakobriańska krew.
Weszła do apteki, wdychając jej przyjemny zapach, rozejrzała się, z ulgą konstatując, że aptekarz jest sam. Stary Geler miał sporo szczęścia, gdyż Dalharyjczycy cenili sobie jego umiejętności zielarskie, więc dopóki staruszek nie sprawiał kłopotów, dopóty pozwalali mu na wszelkie swobody.
– Dzień dobry, mistrzu. –
Powiedziała, skłoniwszy głowę.
Starszy mężczyzna uniósł wzrok znad moździerza i uśmiechnął się.
– Witaj, Falino, dawno cię nie widziałem. –
Odparł, odstawiając naczynie.
– Wybacz mistrzu. –
Dziewczyna zrobiła przepraszającą minę.
– Dobrze już dobrze, rozumiem, że wolisz spędzać czas w innym towarzystwie. –
Staruszek uśmiechnął się pobłażliwie.
– Nie, skąd, ostatnio miałam sporo pracy. –
– I po co te usprawiedliwienia, Falino? –
Spuściła oczy. Aptekarz miał rację, ostatnio zaniedbywała ich przyjaźń, a to był jedyny życzliwy jej człowiek w tym mieście.
– Czego potrzebujesz? –
Spytał, umoczywszy eleganckie gęsie pióro w atramencie. Dziewczyna podała mu szczegółową listę.
Nim skończyła, drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wtargnęło czterech żołnierzy księcia gubernatora. Staruszek posłał dziewczynie zaniepokojone spojrzenie, a ona poczuła strach. Przed jej oczami rozbłysły sceny z dzieciństwa.
– Ty jesteś akuszerka Falina? –
Spytał jeden, przyglądając się jej podejrzliwie. W odpowiedzi skinęła głową.
– Pójdziesz z nami do pałacu, książęca nałożnica rodzi. –
Oznajmił ten sam strażnik.
– Dobrze, pójdę. –
Powiedziała.
– Mistrzu, wrócę za kilka dni. –
Zwróciła się do staruszka, ale drugi żołnierz złapał ją za połę płaszcza.
– Uspokój się, Kamalu, to obdarzona. –
Warknął ten, który odezwał się jako pierwszy. Żołdak posłusznie puścił jej płaszcz.
– Trzymaj się, dziecko. –
Dobiegł ją głos Gelera, lecz nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo strażnik brutalnie wypchnął ją na ulicę, całkiem ignorując ostrzeżenie dowódcy.
Po drodze dziewczyna zastanawiała się dlaczego posłano akurat po nią. Owszem, odebrała ostatnio kilka trudnych porodów, z których większość zakończyła się pomyślnie, zresztą mentorka dobrze ją wyszkoliła, więc była naprawdę dobra, ale czy tylko dlatego ktoś zadecydował, że to ona ma przyjąć dziecko na ten świat?
W mieście z pewnością było mnóstwo bardziej doświadczonych akuszerek, z jakichś jednak powodów padło na nią.
Im bliżej pałacu była, tym mocniej powracały okropne obrazy z dzieciństwa. To nie są moje wspomnienia, one należą do kogoś innego, a tamta dziewczynka umarła na pustyni.
Powiedziała sobie w myślach, usiłując odzyskać równowagę emocjonalną.
Na dziedzińcu czekała na nich pałacowa służba.
Żołnierze odeszli bez słowa, a niewolnice poprowadziły ją w głąb budynku.
Znów ukłuło ją to nieznośne poczucie winy, że ona może cieszyć się wolnością, zaś te kobiety nie, a jedyne, co znają to strach i poniżenie. Usiłowała odegnać od siebie te myśli, co z tego, że będzie czuła się winna, skoro to i tak niczego nie zmieni w ich sytuacji.
Kroki w korytarzach tłumiły grube dywany, które jakoś nie pasowały do tego miejsca. Falina miała wrażenie, że nowi mieszkańcy pałacu usiłują przerobić go na własną modłę, całkowicie ignorując jego uprzedni wygląd i styl.
Przed komnatami rodzącej czekała na nią kobieta w błękitnej sukni. Gdy dziewczyna ją zobaczyła, stanęła jak wryta.
– To niemożliwe. –
Szepnęła do siebie, bo rozpoznała te okrutne oczy
Uderzenie w tylną część kolan zbiło ją z nóg.
– Przede mną masz padać na twarz. –
Syknęła kobieta. Ten głos, znała go, bo to on kazał wyrzucić dziewczynkę na pustynię.
Falina z przerażenia nie zareagowała.
– Pospiesz się, mój wnuk się rodzi. –
Warknęła i pociągnęła ją za włosy, aż dziewczyna pojechała po dywanie, ocierając sobie czoło.
Podniosła się dość niezdarnie i weszła za sułtanką Nualą do komnaty.
Na szerokim łożu z baldachimem leżała młodziutka dziewczyna, nie miała więcej niż szesnaście lat. Na jej zaczerwienionej twarzy malował się ból, a na czole perliły się drobne kropelki potu.
– Jestem akuszerka Falina. –
Przedstawiła się, ściskając mokre od potu palce rodzącej.
– Witaj Falino, mam na imię Lorandra. –
Odpowiedziała.
Falina kątem oka zerknęła na sułtankę Nualę, która rozsiadła się na otomanie. Kobieta zacisnęła usta w wyrazie dezaprobaty.
– Lorandro, zbadam cię teraz, dobrze? –
Uśmiechnęła się łagodnie do rodzącej i uklękła na łóżku, między nogami dziewczyny.
– Sułtanko, każ przynieść wody. –
Rzuciła w kierunku Nuali, nawet na nią nie patrząc. Wypełniło ją poczucie satysfakcji, że używa kategorycznego tonu wobec kobiety, która skrzywdziła dziewczynkę.
Nuala zdusiła przekleństwo, lecz uderzyła w gong, wzywając niewolnice.
Młoda położna dotknęła brzucha dziewczyny, wysyłając do jej wnętrza odrobinę magii, która złagodzi cierpienie, ale przy okazji pozwoli sprawdzić stan dziecka.
Nuala miała rację, niewolnica nosiła chłopca. Falina wyczuła tętniące w dziecku życie, ale poza tym jeszcze coś, co ją zaniepokoiło. Na razie jednak nie była w stanie powiedzieć co to takiego.
Dziecko było zdrowe, nie przejawiało oznak żadnej choroby, mimo to coś było z nim nie tak.
Odsunęła od siebie niepokojące myśli, skupiwszy się na rodzącej.
Poród zapowiadał się bez komplikacji, Lorandra była zdrowa i w pełni sił witalnych.
Właściwie nie pozostało nic innego jak tylko czekać i od czasu do czasu tylko kontrolować stan rodzącej, resztę pozostawiając naturze.
Falina najchętniej pozbyłaby się Nuali, lecz nie miała śmiałości, aby to zrobić. Okrucieństwo sułtanki było wręcz legendarne, a ona nie zamierzała stać się jej kolejną ofiarą.
Aby nie dawać kobiecie pretekstu do zadawania cierpienia, zajęła się porządkowaniem ziół.
Jednak chwilę później pod drzwiami do komnaty podniósł się harmider i krzyk.
– Panie, nie możesz tam wejść. –
Falina uniosła oczy, słysząc błagalny głos niewolnicy, lecz zamiast odpowiedzi usłyszała smagnięcie bicza, a dziewczyna zawyła z bólu.
Spojrzała na rodzącą, lecz na jej twarzy malował się strach.
– To Elhim. –
Szepnęła, a młoda akuszerka skinęła głową.
Opowieści o okrutnych praktykach księcia gubernatora również do niej dotarły, a położna czasem zastanawiała się kto jest gorszy, Nuala czy jej syn.
Kątem oka zobaczyła jak sułtanka podnosi się z otomany, mierząc Lorandrę srogim spojrzeniem.
– Elhimie, to nie jest pora na odwiedziny u twojej nałożnicy, ona rodzi. –
Ostry głos Nuali uciszył księcia.
– Jedź na polowanie, ale nie przeszkadzaj, twój syn musi mieć spokój. –
Młody mężczyzna nie protestował.
– Tak matko, urządzę takie polowanie, że cała Hakobria je popamięta. –
Falina zadrżała, słysząc te złowieszcze słowa. Wiedziała na czym polegają urządzane przez księcia gubernatora polowania. Okrutny władca wypuści w lesie kilkoro niewolników, a następnie na nich zapoluje, jak na łowną zwierzynę.
– O, zapoluję też na nią. –
Dziewczyna domyśliła się, że musi chodzić o niewolnicę, która wydała żałosny krzyk.
Nuala zamknęła drzwi i wróciła do komnaty.
– Weź się do roboty, jeśli nie chcesz dołączyć do zwierzyny, mogę to załatwić i nie obchodzi mnie, że jesteś obdarzoną. –
Nuala tak szybko podeszła do Faliny, że nim dziewczyna zrozumiała co się dzieje, sułtanka uderzyła ją w twarz tak mocno, że upadła, uderzając nosem o krawędź łóżka.
Lorandra jęknęła cicho, nie wiadomo, z bólu czy ze strachu.
Akuszerka pozbierała się z podłogi, otarła krew sączącą się z nosa rękawem i podeszła do rodzącej.
– Zaczyna się, teraz rób to, co ci powiem. –
Kwadrans później na świecie powitała zdrowo krzyczącego, maleńkiego chłopca.
W komnacie zaroiło się od niewolnic, ona zaś zajęła się Lorandrą.
– Masz pięknego zdrowego synka, gratuluję. –
Powiedziała, uśmiechając się do młodej matki, tamta jednak tylko skinęła głową, a w jej bladobłękitnych oczach Falina dojrzała dziwny wyraz, przerażenie? Strach?
Nie potrafiła go teraz określić.
Kiedy maluch był już wytarty i osuszony, akuszerka wzięła go na ręce i przez chwilę badała swoją magią.
Teraz miała pewność, dziecko rzeczywiście było zdrowe, ale to, co zauważyła wówczas, gdy chłopiec był jeszcze w łonie matki, wcale nie zniknęło, wręcz przeciwnie, uczucie, że coś jest z nim nie tak nasiliło się.
Obdarzona przymknęła oczy i pozwoliła sobie na cofnięcie się w przeszłość.
Zobaczyła dwoje ludzi splecionych w miłosnym uścisku, kobietą okazała się Lorandra, lecz mężczyzna, to nie był Elhim, lecz niewolnik pracujący w pałacu.
W jednej chwili młoda kobieta zrozumiała. Ten chłopiec wcale nie był synem księcia gubernatora.
Gdy tylko ta myśl zaświtała w jej umyśle, ugięły się pod nią kolana. Dobrze wiedziała co to oznacza dla dziecka, Lorandry, a nawet dla niej.
Pochyliła się nad matką, pomagając ułożyć malucha przy jej piersi.
– Lorandro, czy zdajesz sobie sprawę co narobiłaś? –
Spytała, nie próbując nawet kryć gniewu.
– O czym ty… –
Urwała, zrozumiawszy co odkryła Falina.
– O nie. –
Jęknęła, lecz zbyt głośno jak na gust położnej.
– Zdajesz sobie sprawę co to znaczy? Wiesz na co naraziłaś siebie, dziecko i mnie? –
Syczała akuszerka, niemal strzykając śliną w twarz położnicy.
– Wybacz, nie chciałam cię narażać, nikogo nie chciałam narażać. –
Płaczliwe słowa Lorandry zmiękczyły serce młodej obdarzonej.
– Dobrze już, jeśli zachowasz ostrożność, będziecie bezpieczni. –
Szepnęła, głaszcząc chłopca po główce.
Gdy jednak się obróciła, zobaczyła Nualę, która trzymała w smagłej dłoni bicz.

3 odpowiedzi na “Rozdział pierwszy – Falina”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink