Cześć, ludzie.
Właśnie zdałam sobie sprawę, jak dawno nie zaglądałam na tego bloga, choć kilka podejść zrobiłam, żeby coś napisać, ale nie było to ani konstruktywne, ani sensowne, a pisanie o niczym uważam za bezcelowe.
Nie, żebym teraz miała do powiedzenia nie wiadomo co, ale chyba więcej, niż na przykład w kwietniu czy maju.
Zacznę więc referować, co też ciekawego i nieciekawego w ostatnim czasie miało miejsce.
Maj minął bez fajerwerków, nie działo się nic szczególnego, pomijając zastraszająco dużo wolnych dni od szkoły. 😏 Ach, wymieniłam szczoteczkę soniczną na magnetyczną, to, jeśli o zakupy chodzi. Muszę przyznać, że dla mnie szczoteczka magnetyczna okazała się odrobinę lepsza od sonicznej, po prostu moje zęby odrobinę przypominały o swojej obecności po użyciu tej drugiej, w związku z czym postanowiłam znaleźć coś innego.
Teraz za to jest z nimi zdecydowanie lepiej, a ja nie cierpię po każdym prawie umyciu paszczęki. 😉
Czerwiec, a jeśli czerwiec, to wakacje, moi drodzy. Och, jak ja bardzo czekałam na ten moment, jak miałam już dość szykowania śniadań do szkoły, które dość często wracało do domu w takim stanie, w jakim je spakowałam. Jakże czekałam na moment, gdy nie będę musiała przez pół godziny dobudzać śpiącej snem kamiennym istoty. Czekałam, czekałam i się doczekałam, a teraz? A teraz, to już chcę, żeby nadszedł wrzesień. 😀 Nie, żeby było jakoś strasznie, nie jest, ale w pewnym momencie dzieciaki najzwyczajniej w świecie zaczynają się nudzić, jak to gdzieś usłyszałam – za dużo, to i świnia nie chce. 🙂
Ale ponieważ mamy już sierpień, można więc powiedzieć, że zleci, nim się obejrzymy i dzieciarnia wróci do szkolnych ławek.
W czerwcu byłyśmy też w kinie – padło na „W głowie się nie mieści 2” – w tym miejscu przyznam, że był to całkiem ciekawy film, choć miałam wrażenie, że główna bohaterka Riley, która ma lat 13, w rzeczywistości została pokazana jako powiedzmy jedenastolatka. Co jednak ciekawe, moje odczucia podziela spore grono osób, którym dane było obejrzeć tę produkcję.
Lipiec minął pod znakiem średnio aktywnym, dziecko pojechało z dziadkami na kilka dni nad morze, a ja odpoczywałam i tęskniłam jednocześnie, co oczywiście nie wyklucza się wzajemnie. 😊
Teraz stan powyższy jest praktycznie identyczny, bo młoda wyjechała na tydzień do dziadków, więc znów łapię oddech od macierzyństwa, no tak w połowie. 😊
Pomijając kwestie wakacyjne – auto nam umarło i może można było je jeszcze reanimować, ale mój stary uznał, że zasadniczo nie ma sensu, wszak w przyszłym roku skończyłoby 20 lat, do uzyskania miana zabytku zabrakło mu sześciu. :)😊
A co u żółwika? Żółwik miewa się całkiem dobrze, choć odrobinkę wybredny się robi, a mianowicie: nadeszła pora, żeby świeże zielsko zastąpić suchym i co na to nasza Oshee? A ona na to, że jeść nie będzie i od teraz jest strajk głodowy. Zapomniała tylko bidulka, że ona może nawet tydzień nie jeść i w niczym to jej nie zaszkodzi. 😊 Cóż, jeśli jej się wydaje, że wygra ze mną, to może się mylić – ze mną nie, ale mój stary to co innego, z nim ma spore szanse wygrać.
Nie wspomniałam też, że w miniony piątek po raz kolejny – a dokładniej to trzeci – wybrałyśmy się na przejażdżkę kolejką wąskotorową, która jedzie z Koszalina do Rosnowa. Swoją drogą, polecam, jeśli będziecie w okolicy, bo wrażenia są całkiem ciekawe, a i jezioro Rosnowskie też jest całkiem przyjemne. Jedyny minus ostatniej wyprawy był taki, że jechała lokomotywa spalinowa, z której niemożebnie jechało spaloną ropą, czy innymi tam spalinami. Smród był do tego stopnia, że całe ubranie – z włosami włącznie, nieziemsko cuchnęło. Może byłoby inaczej, gdybyśmy wybrali wagon zamknięty, no, ale nam w otwartym jechać się zachciało, no to mieliśmy, co mieliśmy. W tym miejscu możecie zapytać o poprzednie przejażdżki, wtedy nie śmierdziało? Owszem, ale to był parowóz, a dym węglowy jednak jest chyba mniej tłusty, albo mniej uciążliwy – może tak.
Cała kolejka jest zabytkowa – wagony mają coś koło 100 lat – parowóz chyba też, co do lokomotywy spalinowej – nie wiem, może jest młodsza, ale do czego zmierzam – otóż, gdy tylko wejdę do tego wagonu, to załącza mi się czarny humor. Jeśli dobrze pomyślicie, zgadniecie dlaczego. Pisać tego nie będę, bo może urażę czyjeś uczucia itd. Ale wy możecie w komentarzach dzielić się swoimi przemyśleniami, a jeśli nie w komentarzach, cóż, są jeszcze inne kanały komunikacji. 😀
W lipcu kupiłam też czajnik z regulacją temperatury i muszę przyznać, że świetnie się sprawdza do różnych herbat typu biała, zielona itd. Jest to zakup, który śmiało mogę umieścić w tegorocznej trójce najlepszych.
Nie napisałam wam jeszcze, co już wkrótce, a właściwie to już, zaczyna mi spędzać sen z powiek i pewnie będzie mi go spędzać przynajmniej do maja 2025. I w tym miejscu myślę, że nietrudno się domyśleć, chodzi o I Komunię Świętą mojej córki. Nie chodzi mi nawet o kasę, bo tę uzbieramy, ani nawet o salę, wszak siostrzyczka już mi ją załatwiła, nawet nie o sukienkę/ albę. Nie, nawet to wszystko razem wzięte tak mnie nie przeraża jak nauka tych wszystkich modlitw. Nie chodzi oczywiście o te najbardziej podstawowe, ale choćby taki Skład Apostolski albo 5 Przykazań Kościelnych – wiem, że tego da się nauczyć, ale to nie zmienia faktu, że to mi przypadnie w udziale. Będę musiała poszperać za jakimś katechizmem dla dzieci pierwszokomunijnych, w jakimś pdfie czy innym txt, bo inaczej tego nie widzę, a może inaczej, widzę to bardzo marnie i wcale nie chodzi o naukę na pamięć u mojego dziecka, bo wiem, że ona to ogarnie, ale muszę mieć kontrolę nad tekstem, no, taki mój kaprys, bo przecież mogłabym polegać na tym, co czyta młoda, ale chyba nie o to mi chodzi.
Zasadniczo, to tyle, zdaje się nic więcej godnego uwagi nie mam do powiedzenia.
Zatem pożegnam się, nie wiem kiedy się odezwę po raz kolejny, może wcześniej niż później, a może jak zwykle.
Kategorie