Cześć Wam, ludzie.
Już któryś raz zabieram się do tego wpisu i za każdym razem coś mi nie pasuje, ale co? Nie wiem, nie podoba mi się i tyle. 🙂
Żywię nadzieję, że to już ostatnie podejście i na tym zakończę.
Jak wiecie Zuzka rozpoczyna nowy etap: witaj szkoło, ot co.
Nie będę ukrywać, jestem nieco zestresowana, zresztą nie ja jedna, bo Zuzka też się denerwuje, ale ona z zupełnie innych powodów, choć właściwie nie, coś tam jednak się pokrywa.
Obie np. martwimy się czy sobie poradzi w nowym środowisku, a ja dodatkowo – o odrabianie lekcji, bo mój stary pracuje na zmiany – tydzień na rano i kolejny na popołudnie, więc jakoś będziemy musieli rozwiązać sprawdzanie lekcji, czy wszystko odrobiła i czy pisze poprawnie. Da się to rozwiązać, bo na kilka pomysłów już wpadliśmy, niemniej lekki stres jest.
Kolejna sprawa to dostępność dziennika elektronicznego, u nas to ma być Vulcan, więc jeśli ktoś z Was ma jakieś doświadczenia z tą appką to fajnie byłoby, gdyby zechciał się podzielić jak to radzi sobie z VO.
Z nieoficjalnego źródła wiem, że Zuzka będzie w klasie 1C, czyli w baletowej, a wyszło tak, gdyż chciała być w klasie z koleżanką z osiedla. Przyznam, że taka opcja mi też odpowiada, bo nie będzie problemów z pożyczeniem zeszytów w razie choroby, czy innych nieprzewidzianych wypadków. Wiem, dość pragmatyczne podejście, ale na ogół takie właśnie mam. 🙂
Mogłabym próbować ją przenieść, ale z uwagi na fakt, że będzie miała nauczycielkę, którą rodzice dobrze oceniają, nie zamierzam tego robić.
Wyprawkę praktycznie skompletowaliśmy, brakuje nam tylko tornistra, bo ten moja sis ma kupić młodej na urodziny.
Naczytałam się o plecakach i tornistrach, dlatego ze względu na młody kręgosłup, wybieramy ten drugi.
Jak narazie Zuzka cieszy się z nowych zeszytów, kredek itd. ale mogę się założyć, że po pierwszym miesiącu będzie miała szczerze dość. 🙂
A właśnie, w temacie wpisu wspomniałam coś o Zuzankowej deklaracji i oto ona: otóż, moja córka zadeklarowała, że będzie najlepszą uczennicą w klasie.
Cóż, szczerze jej tego życzę, myślę jednak, iż młoda ma zadatki na osóbkę, która z nauką większych trudności mieć nie będzie i modlę się, żeby matematyka nie stanowiła dla niej problemu, bo o ile na poziomie podstawowym może będę mogła jej pomóc, to już na bardziej zaawansowanym – nie. 🙂
Dobrze, że mąż biegle posługuje się angielskim, więc w razie W będzie jej pomagał. Teoretycznie ja też z angolem dałabym radę, ale w praktyce, no mój stary jest w te klocki sporo lepszy ode mnie.
Najbardziej jednak przeraża mnie fakt, że w naszej szkole lekcje odbywają się w systemie dwuzmianowym i niekiedy wypadają absurdalnie późno, bo np. dzieciak idzie na 13:45 i kończy o 17:10. Jest to o tyle kłopotliwe, że te dzieciaki po południu są już nie tak skoncentrowane, jak rano, więc trudno wymagać, żeby byłyskupione jak należy. Inna sprawa, że trzeba jeszcze odrobić lekcje, co też małemu zmęczonemu umysłowi może sprawiać kłopot. Zresztą niech pierwszy rzuci kamień ten, kto od razu po szkole z werwą i ochotą godną lepszej sprawy, zabierał się za tak żmudne zadanie, jakim jest odrabianie pracy domowej.
Odłożyć tego nie można, wiadomo, bo najczęściej na drugi dzień dzieciak idzie do szkoły na 8, więc musi się przygotować i jeszcze wypocząć.
To tyle, jeśli o moje ogólnoszkolne obawy chodzi. Gdzieś tam z tyłu głowy czai się myśl, że nie będzie tak źle, że setki innych dzieci w tym systemie funkcjonuje i radzą sobie, więc moja Zuzia też sobie poradzi. Może teraz tylko to wygląda tak strasznie, a w praktyce okaże się całkiem zwyczajne i normalne.
Mimo, że jestem zestresowana, to staram się powoli oswajać temat i nie zakładać najgorszego, bo to z pewnością naszej trójce nie pomoże.